środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 3

Po dzwonku wybiegłam z klasy, nie miałam chęci rozmawiać z nikim z grupy, a tym bardziej z Sasuke. Szłam przed siebie. W tylko mi znane miejsce. Wbiegłam po schodach na sam szczyt i usiadłam na nich. Koniec schodów znajdował się przy wyjściu na dach. Nikt tu nie przychodził, bo bali się woźnego, a ja z nim dogaduje się dobrze. Dogadywałam, teraz w sumie nie wiem jak to będzie. Ale to jest najmniej ważne, jeśli przyjdzie to każe mi tylko stąd zejść. Otworzyłam swoje pudełko ze śniadaniem, gdzie znajdowały się owoce pomieszanie z jogurtem. Spokojnie zaczęłam je jeść, mając nadzieje, że nikt mi nie przeszkodzi. Włączyłam muzykę, tak by nie słyszeć nikogo, ale przy tym słyszeć dzwonek. Więc wszyło, że i tak słyszałam szum rozmów z dołu. Zatopiłam się w muzyce i w pysznym jedzeniu, którego w końcu nie zabrał mi brat. Moja ulubiona od ostatnich dni piosenka, przy której miałam chęć tylko tańczyć, rozbrzmiała w moich uszach. Patrzyłam na moje śniadanie i ruszałam głową w rytm muzyki. Po jakiejś chwili zobaczyłam, że ktoś koło mnie przeszedł. Spojrzałam w bok i zobaczyłam, jak po schodach wspina się ktoś mi znajomy. Chłopak uśmiechnął się. Dopiero po chwili zauważyłam, że to Jun. Wyjęłam słuchawkę z ucha, a on usiadł na schodku niżej.
-Co ty tu robisz? – Zapytałam od razu z uśmiechem.
-Uczę się. – Zaśmiał się.
-Jak to?! – Krzyknęłam.
-No normalnie. Chodzę do szkoły, uczę się. Nie mam nawet żadnego zagrożenia. – Uśmiechnął się słodko.
-Czemu nie powiedzieliście mi wcześniej, że tu uczęszczacie? – Zapytałam.
-Nie pytałaś. – Pochylił się i zabrał mi kawałek owocu z pudełka. – I nie wiedziałem, że ty tu też chodzisz. – Wziął go do buzi. – Pyszne. Chyba zacznę takie robić.
-Jesteście niemożliwi! Do jakiej klasy chodzicie? – Zapytałam szybko.
-Trzecia D.
-To nie ta, gdzie jest cała grupka Akatsuki? – Rozmyślałam nad tym, czy to nie była klasa Deia.
-Tak, jest w niej Twój brat.
-Ale, czemu was nie poznał, gdy byliście ze mną? – Zapytała szybko.
-Bo my to takie szare myszki, w kącie siedzimy i nikomu się nie pokazujemy. – Zaczął się śmiać. – A tak na serio, to Aka nie interesuje nikim poza nimi. No dobra, Twojego brata interesujesz jeszcze ty. Kochana, jak on potrafi Cię bronić. Nawet była taka sytuacja… - W tym momencie przerwał mu dzwonek. – Gdzie masz lekcje? Jeśli Ci to nie przeszkadza przyjdę na następnej przerwie do Ciebie, wtedy jest długa. – Wstał i podał mi rękę do pomocy.
-Dwadzieścia trzy. – Użyłam pomocnej dłoni i wstałam. Szedł ze mną aż do drzwi, nauczyciela oczywiście jeszcze nie było. – Dziękuję i widzimy się po następnej lekcji. – Uśmiechnęłam się i weszłam do klasy.
-Sakura! – Usłyszałam, jak ktoś krzyczy i rzuca mi się na szyje. Spojrzałam na osobnika i był nim Naruto.
-Hejka Naruto. Zaspało się na pierwszą lekcje? – Zapytałam odwzajemniając uścisk.
-No wiesz… - podrapał się za tył głowy. – Bo budzik nie zadzwonił, a w domu jest tylko wuj.
-Tak, tak tłumacz się.
-Klasa pierwsza A nie ma dziś dwóch historii i ostatniego angielskiego. – Do klasy wszedł wice dyrektor. - Proszę wziąć swoje rzeczy, macie dwa okienka.
-A co jest z Kakashim? – Zapytał Naruto.
-Panem Kakashim, jak już coś. – Poprawił go dorosły. – Jest chory. Tak powiedział i potwierdza to zwolnienie lekarskie. Ruszcie się i zabierajcie rzeczy, nie będę stał tu wieczność. Pamiętajcie, że macie wrócić na czwartą lekcje. Wszyscy zaczęli chować rzeczy do plecaków i wychodzić z klasy. Wyjęłam telefon i zaczęłam pisać do Juna, że nie ma po mnie przychodzić.
-A kto to Jun? – Nad moją głową znalazła się twarz Sasuke.
-A co cię to interesuje? – Zapytałam złośliwie i odeszłam od niego by w spokoju napisać esemesa.
-To, co może idziemy do mnie? Rodzice w pracy, więc chata wolna. – Usłyszałam krzyk Ino. Zerknęłam w tamtą stronę, oczywiście cała gromadka tam stała. Naruto właśnie w tym momencie na mnie spojrzał.
-A Sakura? – Zapytał. Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Jeśli chce może iść z nami.
-Odmówię, muszę zrobić parę spraw na mieście. – Uśmiechnęłam się, tak samo jak ona, czyli złowieszczo.
-Pójdę z Tobą. – Zawołał blondyn. – Sasuke idziesz? – Odwrócił się do niego.
-I tak nie mam nic lepszego do roboty. – Obydwoje skierowali się w moją stronę. Dziewczyna najwyraźniej nie była zadowolona faktem, że idą ze mną. Widziałam złość w jej oczach, które na mnie patrzyły. Chłopcy ustali po mojej lewej i prawej oraz zaczęli iść do wyjścia, gdzie podążyłam razem z nimi. – To co masz do załatwienia? – Zapytał, Sasuke patrzący w niebo. Na śmierć zapomniałam, że teraz muszę coś wymyślić. Przecież tylko udawałam, że mam coś do załatwienia. Myśl Sakura…
-Muszę kupić coś na obiad. – Uśmiechnęłam się.
-I potem weźmiesz to do szkoły? Przestań Dei cię potem zabierze na takie zakupy. Idziemy do ciebie idioto. – Zawołał do Naruto.
-A Sakura chciała coś załatwić. – Zaczął się martwić.
-Już nie ma nic do załatwienia. To jak? Rodzice są w domu? – Zapytał.
-Chyba mama i wuj, ale mamy okienko, a nie wagary. Więc spokojnie możemy iść. – Uśmiechnął się. – Na pewno się ucieszą, gdy zobaczą Sakure.
-No to w drogę. – Zawołał czarnowłosy.
-*-
W sam raz zdarzyliśmy na autobus, który jechał w stronę domu blondyna. Gdy tylko wysiedliśmy skierowaliśmy się do dzielnicy, w której i ja mieszkam. Właśnie.
-Możemy iść do mnie, brata nie ma w domu. – Zaczęłam.
-O tym nie pomyślałem. – Uśmiechnął się Uchiha. – Zmiana planów Naruto. Idziemy do Sakury.
-Jak ja dawno tam nie byłem. – Zawołał.
-Ja też. Więc prowadź.
-Chyba aż tak nie zapomnieliście, gdzie mieszkam… - zaśmiałam się. Nie wiem, czemu, ale przy nich dwóch czułam się jak z najbliższymi. Nawet Sasuke wydawał się wtedy jakiś miły. Zawsze tak było. Byliśmy dla siebie jedyni. Mimo że trzymaliśmy się z resztą grupy, to i tak nikt nie mógł przebić tego, jak my potrafiliśmy się ze sobą dogadać. Wszyscy zawsze nam zazdrościli tego, że mówimy sobie o wszystkich, ale i dziwiło, ponieważ gdy Naruto nie było przy mnie i Sasuke to kłóciliśmy się jak nigdy. Nasza przyjaźń była specyficzna, ale mimo to im ufałam. Nawet teraz, gdy nie widziałam ich rok… Oni wrócili do mnie. Nie poszli z Ino, poszli ze mną. Nawet bez mojej prośby. W niecałą minutę dotarliśmy do mojego domu. Chłopcy rozgościli się w salonie i już grali w playstation. Ja poszłam do kuchni z myślą, żeby zrobić nam coś do jedzenia. Wyciągnęłam z lodówki zrobione w weekend ciasteczka i nalałam każdemu soku. Wróciłam do nich i postawiłam wszystko na stole. Rozłożyłam się na fotelu, który stał obok sofy. Patrzyłam jak zawzięcie walczą, w jakiejś grze, a Naruto próbuje przy tym zjeść ciastko. Wyglądało to przekomicznie, dlatego nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Spojrzeli się na mnie.
-Właśnie. – Zaczął Naruto i odłożył konsole. – Jak się czujesz po powrocie tu? – Spojrzał zmartwiony. Mimo że był idiotą i umiał tylko wariować. To jeśli chodziło o mnie lub Sasuke potrafił mieć zimną krew i się wszystkim zainteresować.
-Jakoś… - oznajmiłam i spojrzałam na telewizor.
-Nie lubisz już nas? – Zapytał.
-Ciebie lubię. Sasuke toleruj. – Spojrzałam na czarnowłosego.
-Wzajemnie różowa. – Odegrał się.
-Ale nie czuje już tego co było kiedyś. Teraz wszędzie zamiast mnie jest Karin. Ale nie mogę mieć do nikogo za złe. Ponieważ nie było mnie rok no i mogliście sobie kogoś znaleźć.
-Karin w ogóle nie wiadomo jak znalazła się w naszej grupie. – Zaczął Sasuke. – Ino przyprowadziła ją na jakąś imprezę i potem tak we dwie się trzymały. Co było dziwne, ponieważ one się nienawidziły. Ona nadal jest zagadką, tylko Ino ją u nas toleruje. Nikt więcej. – Skończył swoje kazanie i wypił sok.
Spojrzałam na niego zdziwiona. No co się z nim ostatnio dzieje? Ciągle albo mnie pociesza, albo wyciąga z jakiś głupich myśli.
-Zgadza się. Nawet Hinata, która wszystkich lubi za nią nie jest. No i Karin ciągle klei się do Sasuke, co wszystkich po prostu denerwuje. – Wtrącił się Naruto.
-Jeśli tak bardzo wam przeszkadza to czemu jej nie wywalicie? – Zapytałam.
-Bo to by zraniło Ino. – Powiedział smutno Naruto.
-Ale nie tylko to mnie smuci. Zmieniłam się ja i wy. Nie widzę już w naszej grupie, żeby ktokolwiek traktował mnie poważnie. Kiedyś nie było to do pomyślenia. A teraz każdy się śmieje z wszystkiego co robię. Więc wolę po prostu z wami się nie trzymać. – Wyprostowałam się na fotelu. Znowu wyżalanie się. Nie lubię tego, ale przy Naruto zawsze wyjdzie wszystko ze mnie gładko.
-Sakura Karin to Karin. Jest z nami, bo Ino tak chce. Może i się każdy z nas zmienił, ale ja nie chce cię tracić, gdy już wróciłaś. – Spuścił ze smutkiem głowę Naruto.
-Przepraszam. Postaram się następnym razem wytrzymać do końca na imprezie. – Ukucnęłam przed nim i podniosłam jego głowę. Patrzył na mnie smutnymi oczami. Uśmiechnęłam się. Muszę to zrobić, tylko i wyłącznie dla Naruto. On nigdy mnie nie zostawi.
-Sasuke też się za tobą stęsknił. Nie pokazuje ci tego, bo sama wiesz, że nie umie. Mi jednak to powiedział. – Oboje na niego spojrzeliśmy. Jego maska nadal znajdowała się na twarzy, jakby nikt nie podeptał jego godności.
-Czyżby? – Zaśmiałam się zwycięsko. W tym momencie drzwi do domu się otworzyły, szybko wstałam na równe nogi.
-Kakashi mówił coś o tym. – Usłyszałam głos brata. – Trzeba to znaleźć, jak najszybciej. Na górze masz kompa. – Koło drzwi do salonu przebiegł Sasori i Pein. - Itachi ty musisz poszukać… - W drzwiach znalazł się blondyn. Spojrzał na nas zdziwiony. – Co wy tu robicie? Wagarów się zachciało? – Zapytał szybko.
-Nie mamy dwóch historii. – Odpowiedziałam patrząc pytająco na całą sytuacje. Co tu się dzieje? – A ty? – Zwróciłam się do niego.
-Angielski. – Wypowiedział czarnowłosy. – Zapomnieliśmy pracy domowej na historię, a pani od angielskiego puściła nas po nią. – Powiedział Itachi.
-Kakashiego nie ma. – Oznajmiłam.
-Teraz się o tym dowiedzieliśmy. – Uśmiechnął się Hidan. – Od was. – Dodał szybko. – No to co wołamy chłopaków i wracamy do szkoły? – Zwrócił się do chłopców.
-No co ty. – Zawołał Dei. – Mamy dwie historie, a potem dwie matmy. Ja nigdzie nie wracam. – Wszedł do pokoju i usiadł przy chłopcach. – A wam radzę się zbierać, za dwadzieścia minut zaczyna się czwarta lekcja. – Spojrzał na nas wyczekująco. Wyszłam do przedpokoju, a za mną chłopcy.
-Dei mam! – Wrzasnął Sasori, który właśnie ześlizgnął się po poręczy schodów. – Wiesz gdzie to było?! – Zeskoczył i spojrzał w naszą stronę. – Hej dzieciaki. – Zawołał. – Wagary sobie robicie? – Zapytał spokojnie. – Nieładnie. Już do szkoły. – Pokazał na drzwi, które zaraz otworzył.
-Idę! – Krzyknęłam.
-I dobrze. Nie wracaj! – Odgryzł mi się brat.
-Żebyś nie pożałował tych słów! – Zamknęłam za sobą drzwi.
-*-
Przed w-fem siedzieliśmy wszyscy razem. Koło mnie byli oczywiście Naruto i Sasuke. Słuchałam wielkich problemów Ino i Karin, które wcale nie były wielkie. Chodziło im o jakieś połamane paznokcie i kupno nowego lakieru do paznokci. Po prostu problemy życia. Rozbrzmiał dzwonek na lekcje i w pięć sekund przy nas znalazł się Gai, nauczyciel od w-fu. Zwariowany gość, jak nikt. Czasem to wymęczał chłopców do takiego stopnia, że ledwo szli do szatni. Nam dziewczyną, odpuszczał. Zawsze mówił, że my powinnyśmy ćwiczyć tyle ile jest dla nas potrzebne. Czyli kilka brzuszków, jedno kółeczko wokół sali. Wolał z nami robić jakieś rozciągania i chodzenie po ławce.
-Dobra pierwszą klasę zapraszam. – Krzyknął przy wejściu na salę.
Ruszyliśmy się z miejsca i poszliśmy za nim. Ustawiliśmy się w dwuszeregu. Nauczyciel szybko sprawdził obecność i zaczął swój monolog na temat tego co dziś robimy.
-Ino, Sakura, Sasuke, Tenten, Kiba, Naruto, Hinata, Shikamaru, Gara, Lee, Neji, Sai. Dzisiaj gracie w siatkówkę. Reszta klasy gra w nogę ze starszakami. Oni wam tam powiedzą, co i jak. Opiekuje się wami pan Yamato. Mówię pierwszą drużynę. Sakura, Shikamaru, Lee, Neji, Kiba i Sasuke. Reszta to druga drużyna. Pierwszej drużyny kapitanem jest, Sasuke, a drugiej Naruto. Ustawić się.
Wszyscy powoli poszli na swoje miejsca. Oczywiście nikt nie bierze tego dla zabawy. Wszyscy chcą pokazać kto jest lepszy, a na pewno Ino, która właśnie ustała koło mnie.
-Zobaczymy kto wygra. – Prychnęła.
-Na pewno nie ty. – Uśmiechnęłam się.
-Zobaczymy. Różowa. – Zawołała i poszła na swoje pole.
W mojej drużynie w pierwszej linii od lewej ustawił się Sasuke, ja i Kiba, z tyłu Lee, Neji i Shikamaru. W drużynie Naruto, Ino, Hinata i Gara, a z tyłu Tenten, Sai i Gara.
-Walka. – Zawołał nauczyciel i wyrzucił piłkę.
Zaczęła się ostra gra. Odbiłam piłkę dość perfekcyjnie. Leciała prosto na Saia, który jej nie odbił. Piłeczka nasza! Krzyknęłam w myślach. Shikamaru wziął piłkę i podrzucił ją. Za chwilę znalazła się na drugiej stronie boiska. Hinata ledwo zdołała ją odbić, ale udało jej się. Sasuke odebrał ją i odbił do mnie, a ja wystawiłam szmaciankę, którą bez problemu ściął Kiba. Następny punkt dla nas! Minęło już pół lekcji, a my wygrywaliśmy jednym setem, oraz byliśmy w połowie drugiego. Wygrywaliśmy w nim 18:15. Tenten właśnie wybiła dość lekkiego serwa, którego bez problemu mogła przebić przy siatce. Właśnie miałam to zrobić, gdy ktoś na mnie wpadł. Przy tym przewróciłam się na Kibe, który przewrócił się pod moim ciężarem. Pociągnęłam także za sobą, osobę, która na mnie wpadł. Leżałam na Kibie, a obok mnie leżał Sasuke. Bez żadnej reakcji po prostu wstał i ustał na swoje miejsce. Spojrzałam na niego spod byka. Kiba pomógł mi wstać, a ja przepraszałam go. Zaczęliśmy dalszą grę, która była jeszcze bardziej zacięta, ponieważ kończyła nam się lekcja. A przeciwna drużyna chciała z nami chociaż mieć remis. Gra zakończyła się gwizdkiem oraz wygraniem setem dla nas. Przybiliśmy sobie piąteczki i poszliśmy na zbiórkę.
-No.. No.. Bardzo dobra gra. Aż chyba dziś wystawię za nią oceny. – Nauczyciel spojrzał w dziennik, a my zaczęliśmy się cieszyć, jak małe dzieci. – Wybrana drużyna dostanie piątki. Podajcie mi nazwiska. – Spojrzał na nas z uśmiechem.
-*-
Wyszłam z szatni i spotkałam na korytarzu Sasuke. Zaczęliśmy iść razem. Od razu przypomniała mi się sytuacja z w-fu.
-Odbiła bym to. Nie musiałeś na mnie wpadać. – Spojrzałam na niego.
-A może chciałem na ciebie wpaść? – Uśmiechnął się chytrze.
Zrobiła pytającą minę. Wyszliśmy z obszaru szkoły i skierowaliśmy się na przystanek. Sasuke wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wyjął jedną.
-Ty pali? – Zdziwiłam się i patrzyłam jak na kosmitę. On brał wszystko, ale nigdy fajek. Unikał ich jak ognia. Spojrzał na mnie z papierosem w buzi.
-Chcesz? – Wyciągnął do mnie rękę z paczką.
-Nie.
-Ślicznie wyglądasz. – Oznajmił mi. Spojrzałam się na niego jak na głupka. No o co mu od ostatnich dni chodzi? Ktoś mi wytłumaczy co mu się stało z jego głową? – Nowa fryzura? – Złapał kłosa, który był już lekko rozwalony przez grę.
-Dobrze się czujesz? – Zapytała przerażona.
-Oczywiście. – Złapał mnie w talii – Boisz się?
-Nie. – Odepchnęła go lekko. Ludzie ratujcie z Uchihą, jest coś nie tak. Chyba że chce mnie przelecieć, a potem zostawić jak zabawkę. To jedyne logiczne rozwiązanie.
-Boisz się. Widzę to w twoich oczach. – Przybliżył się do mnie jeszcze bliżej. Wyrzucił niedopałek papierosa.
-Uchiha o co ci chodzi? Bierzesz coś ostatnimi dniami? – Zapytałam go. – A może masz gorączkę? – Dotchnęłam jego czoła, ale było normalnej temperatury.
-Nic nie biorą. Chory też nie jestem. – Wziął moją rękę i trzymał ją tak. – Mam pytanie. – Spojrzał mi w oczy.
-J-jakie? – Zapytałam lekko przerażona.
-Co byś zrobiła gdybym zapytał cię o chodzenie? – Jego kamienna twarz nie schodziła. Nadal był spokojny. Nic po prostu nic się nie zmieniało. Co się z nim dzieje?
-Co? Świetny Uchiha pyta się o chodzenie? – Krzyknęłam nagle i wyrwałam rękę z jego uścisku. Wzruszył ramionami.
-Gdybym? – Zapytał.
-Gdybyś zapytał. Zapewne bym odmówiła, ponieważ my się nienawidzimy. Tolerujemy się tylko przy Naruto. Zapamiętaj to. A i jeszcze jedno. Ty nigdy byś tego nie zrobił. Jeśli już byś kogoś o to prosił. Chciałbyś po prostu przelecieć tą dziewczynę i zostawić. A ja wiem, że jestem płaska. Przypominasz mi to od gimnazjum. Więc na tej liście nie jestem. No chyba że w kimś się zakochałeś i chciałeś wypró.. – Zatknął mi usta dłonią.
-Za dużo gadasz. Miałem tylko jedno pytanie. Odpowiedź nie miała być tak rozbudowana. Może kogoś na oku mam, może nie. Niech cię to nie interesuje. – Spojrzał w stronę przystanku. – Autobus zaraz ci odjedzie.
-Uchiha zabije cię! Dei po mnie nie przyjedzie! – Wrzasnęłam i bez pożegnania pobiegłam w stronę autobusu.
---------------------------------
Ja nie mogę z jakim opóźnieniem się pojawił ten rozdział. 
Przepraszam was bardzo za to. Nie chciałam żeby tak wyszło. Wybaczycie mi?
Rozdział taki... No taki trochę zapowiadający coś (nie mówię tu tylko o Sasuke, domyślać się) i trochę taki no nie wiem... zwyczajny, można powiedzieć, że w momentach nudny.
Czekam na wasze komentarze co o nim myślicie, właśnie nie bójcie się ich pisać, ja nie gryzę. ;*
Ja ma ferie (nie chwale się) więc pewnie następny rozdział napiszę w ich czasie to chociaż opóźniony nie będzie.
Pozdrawiam was Kochani! Do usłyszenia!
Viki



piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 2

Po prostu biegłam. Nie wiem gdzie, byle jak najdalej. Mam tego dość. Nigdzie nie jestem potrzebna. Rodzice wywalili mnie z domu, z przyjaciółmi się nie dogaduje, brat mnie nie chce. Po co ja w ogóle żyje na tym świecie? Zimna noc dała mi swe znaki, mocniej objęłam się rękami i dalej biegłam. Zatrzymałam się na moście i rozejrzałam dookoła. Łzy psuły mi widoczność i płynęły strumieniem. Dlaczego to wszystko musi się tak toczyć? Wyjęłam telefon z kieszeni kurtki, ponieważ zaczął wibrować. Na wyświetlaczu było zdjęcie śmiejącego się Deidary. Spojrzałam na zegarek, była czwarta nad ranem. Rozłączyłam go i schowałam komórkę do kieszeni. Oparłam głowę o ręce, leżące na poręczy. Z Deidarą zawsze się kłóciliśmy i biliśmy, ale myślałam że to normalne u rodzeństwa. A okazało się, że on po prostu mnie nie chce i nie kocha. Moja kieszeń znowu zaczęła wibrować. Wyciągnęłam urządzenie i nawet nie patrząc rozłączyłam go. Jakaś grupka chłopaków zbliżała się do mnie. Otarłam łzy i udałam, że na kogoś czekam. Spojrzeli w moją stronę i puścili mi oczko. Zaśmiałam się do nich.
-Co taka panna jak ty robi tu sama? – Zaczął jeden i ustał koło mnie. Miał krótkie brązowe włosy, dresy i kurtka nie za bardzo się komponowały, ale mu to najwyraźniej nie przeszkadzało. Patrzyłam chwilę na niego, lecz szybko się otrząsnęłam.
-Czekam. – Oznajmiłam lekko chrypliwym głosem.
-Na księcia z bajki? – Zaśmiał się. – O to jestem. – Wskazał rękami na siebie.
Wybuchłam śmiechem.
-Na księcia na pewno się nadajesz, ale nie mojego. Przykro mi. – Spojrzałam w bok by udać, że sprawdzam czy ktoś nie idzie.
-Jaka szkoda. – Nadal się podśmiewywał. –No dobra, jeśli czekasz na tego swojego księcia to ci nie przeszkadzam. Trzymaj się. – Zawołał, gdy pobiegł w stronę kolegów.
Mimo tego, że nie znałam tego chłopaka to trochę poprawił mi humor. Spojrzałam w niebo i znowu zadrżała mi kieszeń. Wyjęłam telefon i wyłączyłam przychodzące połączenie oraz samo urządzenie. Może by tak po prostu uciec od rzeczywistości? Dać się ponieść? Spojrzałam na idącą grupę chłopaków, którzy mnie zaczepili.
-Ej! – Krzyknęłam. Odwrócili się. – A może jednak chcesz być moim księciem? – Uśmiechnęłam się.
-No jasne. Chodź. – Zawołał mnie gestem dłoni. Pobiegłam do nich. – Co to za zmiana? – Zapytał wpuszczając mnie po między nich.
-Kolega napisał, że nie przyjdzie. – Uśmiechnęłam się. – Gdzie się wybieracie? – Zainteresowałam się.
-Tu, tam. Jakoś sobie radzić w życiu trzeba. – Odpowiedział mi jeden.
-Moi przyjaciele poszliby się po prostu nachlać. – Oznajmiłam
-Po co? Żeby potem nie pamiętać nocy? – Odpowiedzieli mi. – My wolimy kupić słodycze i sok. Pójść nad jezioro, pogadać, posiedzieć. – Zaczął tłumaczyć patrzą w niebo. Byłam w szoku. Tacy kolesie i soczek?
-Jeszcze z nikim takim się nie spotkałam. – Zaśmiałam się
-Wolisz alkohol? – Zapytał i od razu na mnie spojrzał.
-Jestem przyzwyczajona do tego, że ludzie piją, a ja razem z nimi. Dziś chyba odpuszczę procenty. – Rozejrzałam się. - Ale dziwne, że wy nie pijecie, wyglądacie na taką grupę, która lubi wypić i się pobić.
-Bo tak ma być. A tak naprawdę wolimy jeść słodycze niż pić alkohol. Tak. Powiesz, że jak baby. – Tłumaczył się, widać było, że jest trochę speszony i nie wie jak to wytłumaczyć.
-Nie prawda. Doceniam to. W tych czasach to nowość. W ogóle to jestem Sakura. – Uśmiechnęłam się i rozejrzałam się po ich twarzach.
-Cóż za słodkie imię. – Odezwał się jeden, ten który mnie zaczepił. – Ja jestem Jun.
-A ja Kazuo. – Oznajmił blondyn. Miał on dłuższe włosy, jak Naruto. Jego struj był dość podobny do przyjaciela.
-Masu. – Przedstawił się chłopak w długich brązowych włosach.
-Miło was poznać. – Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
-Spożywczy. – Zawołał Kazuo nie zwracając już na nic uwagi. Weszliśmy spokojnie do pomieszczenia. Chłopcy wzięli koszyk i przeszliśmy do działu ze słodyczami. Odruchowo wkładali to co trzeba, pewnie zawsze biorą to samo. Ja stałam obok i opierałam się o pułki. - Chcesz coś, czego nie wzięliśmy? – Zwrócił się do mnie.
-To ja też coś dostanę? Nie mam pieniędzy… - Zaczęłam się tłumaczyć.
-Jesteś księżniczką nie płacisz, wrzucaj co chcesz. – Zaśmiał się Jun. Wyciągnęłam rękę po paczkę Pocky, które nie były zawarte na ich liście. Wtedy od razu ruszyli do części z napojami. Każdy wybrał sobie po butelce jakiegoś soku i ruszyli do kasy. Kazuo wepchnął pełen koszyk Junowi, mówiąc że teraz jego kolej płacenia. Poczekaliśmy na niego przed wyjściem, gdy wrócił poszliśmy dalej.
-To gdzie teraz? – Zapytałam.
-Pójdziemy koło mostu na trawę. Tam prawie nigdy nikogo nie ma. – Oznajmił Jun i zaczął kierować się w tamtą stronę.
Idąc chłopcy opowiadali mi jakieś śmieszne sytuacje z ich szkoły i życia. Czasem nie mogłam wyrobić ze śmiechu, kiedy doszliśmy do mostu Jun i Kazuo złapali mnie za rękę bym nie spadła schodząc na dół. Usiedliśmy na trawie. Mi było dosyć ciężko to zrobić ze względu na moją sukienkę. Usiadłam bokiem i wyprostowałam nogi. Chłopcy usiedli po turecku. Wyjęli słodycze i zaczęli je otwierać. Dalej rozmawialiśmy i śmieliśmy się z wszystkiego co można. W tym momencie poczułam szczęście, takie prawdziwe. Śmiałam się ile wlezie.
-Jesteś naprawdę mili. – Oznajmiłam po długiej rozmowie.
-Czy ja wiem. – Zaczął Jun patrząc na wodę.
-Zabraliście ze sobą nieznajomą dziewczynę i nie chcieliście jej zrobić nic złego. To nie jest już pokazanie dobra? – Zapytałam, uśmiechając się.
-Może i tak. – Oznajmili razem.
-Dziękuję, pomogliście mi się wyrwać z zabójczych myśli. Tak naprawdę na nikogo nie czekałam. Raczej uciekałam od wszystkiego. – Powiedziałam. Nie wiem czemu, ale miałam chęć po prostu im powiedzieć o całym moim życiu.
-Nie ma sprawy. Więcej nie myśl o samobójstwie. Zranisz tym swoich bliskich. – Zaczął tłumaczyć Kazuo.
-Moi bliscy się mną nie interesują. –Wydukałam i spojrzałam z powrotem na jedzenie.
-Na pewno interesują, tylko boją się tego powiedzieć. – Nadal starał się mnie przekonać. Naprawdę są mili. Jeszcze nikogo takiego nie spotkałam.
-Mój brat powiedział, że nie chce mnie w domu, moi rodzice wywalili mnie z rodzinnej willi, a przyjaciele… Przestałam się z nimi dogadywać. – Łzy zaczęły napływać do moich oczu. Po prostu nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Potrzebowałam się wygadać. Nawet im.
-Jeśli oni Cię nie chcą to pomyśl, że my bardzo nie chcemy byś umarła. Wymieńmy się numerami, możemy się spotykać w weekendy. – Wyjęłam z kieszeni telefon i włączyłam go. Zaczął wibrować. Ciągle nie przestawał od natłoku wiadomości i nieodebranych połączeń. Spojrzałam na nie. Wszystkie od Deia, zerknęłam w esemesy. „Gdzie jesteś?”, „Wszystko w początku?”, „Odbierz ode mnie.”. Chłopcy także zerknęli na mój telefon. Byli w szoku, że nadal nie przestawał dzwonić. Wiedziałam, że Deidara wcale się o mnie nie martwi tylko o powrót do Ameryki.
-Ten Dei chyba bardzo się o ciebie martwi. – Zaczął Kazuo, który chyba był najbardziej czuły z ich wszystkich. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem, jakby chciał mi przekazać, że sam się o mnie martwi.
-Boi się, że rodzice każą mu do nich wrócić, jak mi się coś stanie. Tyle. – Szybko odpowiedziałam. – To jakie macie numery? – Po kolei podali swój numer, a ja podałam im mój. Spojrzałam na zegarek. Piąta rano. Nie zwracając już uwagi na akcję z telefonem dalej rozmawialiśmy.
-Sakura! – Usłyszałam swoje imię. – Saki! – Wołanie nie ustępowało, a raczej było coraz głośniejsze. Rozejrzałam się, ale nic nie zauważyłam. Najpierw pomyślałam, że się przesłyszałam, lecz chłopcy także zaczęli się rozglądać.
-Chyba ktoś cię szuka. - Oznajmili i zaczęli zbierać rzeczy. – Chodź. – Podali mi rękę bym wstała. Weszliśmy na górkę i skierowaliśmy się w stronę krzyku.
-Saki! – Krzyk był coraz bardziej donośny. W pewniej chwili zauważyłam jak ktoś wybiega z za jakiegoś domu. Długie blond włosy, zawiązane w kitkę przyklejały się do twarzy mojego brata. Jego twarz wyrażała tysiąc emocji. Ale najbardziej mogłam wyczytać strach. Deidara histerycznie rozglądał się dookoła. – Sakura! – Krzyczał dalej, a my powoli szliśmy w jego stronę. Nie wiem czemu. Sama bym nie poszła. Nie mam chęci jeszcze z nim rozmawiać. Nadal nie przeanalizowałam wszystkiego. Nie wiem co mam mu powiedzieć, nie wiem co on mi powie. Nie wiem… Po prostu nie wiem nic. Chłopcy nie ustępowali to i ja stąpałam dalej. Blondyn spojrzał w naszą stronę. Od razu rzucił się sprintem do mnie. Złapał mnie za ramiona i dotykał po twarzy, jakby sprawdzał czy to nie jego zwidy. – Jak ja się o ciebie martwiłem. Nie rób takich rzeczy więcej. – Patrzył mi w oczy. Nie bał się tego. Lecz ja szybko odwróciłam od niego wzrok.
-Martwiłeś się tylko dlatego, że przez to możesz wrócić do Ameryki. – Rzuciłam mu, nie zwracając uwagi na to czy to go zaboli. Spojrzał na mnie nie dowierzając w moje słowa.
-Jesteś przemarznięta. – Olał moją wypowiedź i zmienił temat. – Wracajmy do domu. – Złapał mnie za rękę i dopiero wtedy rozejrzał się, zobaczywszy trójkę chłopaków. – A wy to kto? – Był zszokowany, nie wiedział co powiedzieć. Widziałam to po jego twarzy.
-To są moi nowi przyjaciele. Pomogli mi. – Wytłumaczyłam szybko.
-Okej. Niech ci będzie. Spotkasz się z nimi kiedy indziej chodź do domu. Cześć. – Rzucił im i pociągnął mnie w stronę naszej ulicy. Szliśmy w milczeniu. Chyba żadne z nas nie miało odwagi nic powiedzieć. Gdy minęło z pięć minut Dei nie wytrzymał.
-Byłaś w domu. Twoja torebka i szpilki były na przedpokoju. – Gestykulował niemiłosiernie. Nadal nie schodziły z niego nerwy.
-Byłam. – Dałam tylko jedno słowo. Nie miałam chęci o tym rozmawiać.
-Co ci przyszło do głowy, żeby uciekać i nie odbierać telefonu. – Podniósł głos. Podniósł głos?! Jak to. Od kiedy on podnosi na mnie głos. Jest moim bratem, a nie ojcem.
-To, że mam wszystkiego dość. Nie dogaduje się z ludźmi, rodzice wywalili mnie z domu, a ty mnie tu nie chcesz. – Do oczu znowu zaczęły mi napływać łzy. Olałam już to, że przed chwilą prawie na mnie krzyczał.
-Czemu mówisz, że cię nie chce. – Jego głos lekko drżał, jakby się czegoś bał.
-Słyszałam, jak mówisz o tym chłopakom. – Chwilę przeanalizował to co powiedziałam.
-To nie tak… – Pokręcił głową i ustał na środku chodnika.
-A jak? – Przerwałam mu, lekko podnosząc głos z nerwów. – Co przesłyszałam się?! A może wymyśliłam to sobie?! – Zaczęłam krzyczeć.
-Nie. Tak mówiłem to zdanie, ale nie wiesz wszystkiego. Boje się, że coś ci się stanie, boje się, że nie dam rady dać ci dobrego przykładu. To co że masz szesnaście lat, nadal go potrzebujesz. Jestem tylko głupim osiemnastolatkiem, nie umiem się kimś zajmować. – Mówił prawdę, jak kłamie to jego wzrok krąży, a teraz patrzył tylko przed siebie. Poczułam ukucie w sercu, po prostu zrozumiałam że go strasznie zraniłam. – Co ja mam na to poradzić, że nie umiem się tobą zająć? – Był załamany. Zrobiło mi się go żal. Wydzwaniał do mnie dwie godziny, a ja go olewałam, pewne myślał o najgorszym.
-Przepraszam. – Mój wzrok spadł na ziemię. – Że jestem taką egoistką i myślałam tylko o sobie. Przepraszam, że musiałeś się dziś o mnie martwić. – Nie wytrzymałam, mimo tego, że zazwyczaj jestem jędzą nie umiem przepraszać. To dziś nie mogłam nic nie mówić. Martwił się, a ja to olałam. Czekałam chwilę nie usłyszałam żadnego słowa tylko poczułam jak mnie obejmuje.
-Błagam nie rób tego więcej. – Łzy naleciały mi do oczu, dawno nie czułam tej miłości. Rodzinnej miłości. Dawno nikt mnie nie przytulał. Chciałam tak zostać do końca życia.

-*-

Obudziłam się rano. Usiadłam na łóżku i zaczęłam analizować co stało się wczoraj. Po przytuleniu wróciliśmy do domu. Dei zrobił ciepłą herbatę, a potem poszliśmy spać. Wszystko wracało do normy. Ta jego czułość była tylko wczoraj, dziś wrócimy do realnego świata. Wyszłam z łóżka i zabrałam ze sobą telefon. Włączyłam go, była dziesiąta oraz zauważyłam nieprzeczytane wiadomości. Sprawdziłam je. Większość była od Deidary z wczoraj, ale trzy były od chłopców. Pytali się czy dotarłam do domu i czy wszystko się ułożyło. Odpisałam im, a po pięciu minutach dostałam odpowiedź, że mam dzwonić, kiedy będę miała czas, to się spotkamy. Rzuciłam telefon na łóżko. Zabrałam z szafy moje ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic. Myślałam o wszystkim. O tym, jak Deidara musi się czuć mając mnie na barkach. Tak naprawdę w pewnym sensie jest teraz moim opiekunem. Jeśli coś mi się stanie to on bierze za to odpowiedzialność. Ale bardziej od tego bałam się iść jutro do szkoły. Spotkać się z Naruto, Sasuke, Ino i całą resztą. Nie miałam chęci się im tłumaczyć. Ale także nie chce z nimi w ogóle nie rozmawiać. Chciałabym by po prostu było wszystko jak dawniej. Chce się z nimi spotykać, rozmawiać, śmiać, odwalać głupie rzeczy. Po prostu robić to co kiedyś. Przeszkadza mi w tym wszystkim Karin, która zajęła moje miejsce. A może to ja się zmieniłam? Nawet jeśli to nie powinnam się aż tak zmienić po roku, żeby nawet się z nimi nie dogadywać. Za dużo myślę, co będzie to będzie, trzeba poczekać do poniedziałku i zobaczyć, jak wszyscy zareagują.

-*-

Zatrzymaliśmy się pod budynkiem szkoły. Wyszliśmy z samochodu, rzuciliśmy krótkie „cześć” i każdy poszedł w swoją stronę. Weszłam na drugie piętro i weszłam do klasy. Olałam wzrok ludzi, który spoczywał na mnie. Przy ławce nie było jeszcze Kiby, więc usiadłam przy ścianie i się rozpakowałam. Poczułam czyjś wzrok, który po prostu rozdzierał mnie na pół, jak jakiś laser. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam tą cała gromadkę z imprezy. Patrzyli na mnie i szeptali coś. Prychnęłam, odwróciłam się w stronę tablicy i założyłam słuchawki na uszy. W wejściu pojawił się Sasuke. Pierwsze na co spojrzał to na grupę z tyłu, a potem na mnie. Zaczął iść po schodach w górę, ale nie na samą. Zajął miejsce koło mnie. Co mu się do cholery stało? Jest jakiś dziwny. Nigdy nie zwracał na mnie uwagi, zawszę się wyzywaliśmy, a teraz spokojnie siada koło mnie. Wyją mi słuchawkę z ucha.
-Jak tam? – Zapytał patrząc na mnie tym nieznaczącym wzrokiem.
-Nie ważne. – Oznajmiłam, zabierając mu słuchawkę z ręki.
-Gdzie się wczoraj błąkałaś? – Zapytał znienacka.
-Nigdzie. Siedziałam w domu. – Oznajmiłam mu. Nie chce by wiedział, że Deidara mnie szukał.
-Ja znam inną historię. Itachi wrócił do domu przed piątą. – Zerknęłam na niego pytająco, co to ma do rzeczy? -  To dziwne, bo wraca zawsze około czwartej. Powiedział, że szukał ciebie. – Załamałam się. Wyjęłam drugą słuchawkę z ucha, a mój wzrok świadczył o tym, że to co mówił to prawda. - Więc raczej nie siedziałaś w domu. – Spojrzał na mnie chytrze.

-Ojeju! I co teraz? Dowiedziałeś się o wszystkim i co? – Zawołałam udając przerażoną. Tak naprawdę nie byłam aż tak do tego obojętna. Nie wiem co jeszcze powiedział mu Itachi. Lepiej żeby wiedział tylko, że mnie szukali. Nic więcej mu nie potrzebne.
-Kłamiesz. To chciałem ci udowodnić. I to śmieszne, że uciekasz z domu, do tego od brata. – Zaśmiał się w swój charakterystyczny sposób. Chciał ze mnie wyciągnąć całą prawdę o powrocie do Konohy. Mi nie za bardzo chciało się o tym mówić.
-Tak bywa. – Odwróciłam wzrok w stronę tablicy. – Nie dowiesz się nic o moim powrocie. Musisz poczekać, aż zacznę wam ufać, jak kiedyś. Wtedy… - Spojrzałam na jego twarz. – Może czegoś się dowiesz.- Uśmiechnęłam się złowieszczo.
-Zamknięta w sobie, jak zawsze. – Wstał z siedzenia. Odwrócił się i chciał już odejść, ale po chwili odwrócił się. – Deidara. – Wypowiedział samo imię.
-Co? Co jest z moim bratem? – Zapytałam zdziwiona.
-On też jest skryty. Ale przed tobą najbardziej. Powiedział ci, że martwi się, bo nie umie się tobą zaopiekować. – Mówił.
-Skąd to wiesz? – Zapytałam szybko.
-Usłyszałem rozmowę mojego brata z twoim. – Patrzył na mnie tym swoim wzrokiem, który świadczył o tym, że góruje nad wszystkimi. – Kończąc to co powiedziałem. – Udał zamyślenie. – To była prawda. To co mówił. – Wyciągnął do mnie rękę, jakby pokazywał jakąś rzecz w powietrzu. – Ale jest i jeszcze jedna część układanki. – Wyciągnął drugą rękę obok. – O której nie wiem czy kiedykolwiek powie ci sam. A jest bardzo ważna. Tak ważna, że powinnaś o tym wiedzieć. Tyle mogę powiedzieć. – Spojrzał na drzwi klasy. – Do zobaczenia. Wisienko. – Zamurowało mnie. O czym Deidara mi nie mówi? Co to ma w ogóle do przebywania w tym samym domu, mieście co mój brat? Dlaczego niby to takie… Ważne?
------------------------------------
Hej! Heloł Kochani!
Dzisiaj mamy drugi rozdział. Wyszedł taki sobie. Wyszedł w długości dobrze, ale jest dość... Nudny. Ale to wy go ocenicie.
Jestem w szoku, bo mam już 4 obserwatorów. Normalnie nie wierzę. :D
Mam nadzieje, że wasze święta i sylwester były takie jakie chcieliście!! Oraz że było dużo prezencików! 
Chciałabym także was zaprosić na mojego drugiego bloga, którego pisze już od dawna, ale miałam na nim przerwę. Lecz teraz znowu do niego wróciłam:
http://nowe-zycie-sakury.blogspot.com/
Oraz zapraszam was na facebook, ponieważ założyłam stronę by powiadamiać was oraz na nim o nowych rozdziałach. Oraz jeśli będę miała jakieś wątpliwości co do czegoś to także was o to zapytam:
https://www.facebook.com/Vikichann
No i na koniec:
Pozdrawiam i miłego weekendu! :)