Po prostu biegłam. Nie wiem gdzie,
byle jak najdalej. Mam tego dość. Nigdzie nie jestem potrzebna. Rodzice
wywalili mnie z domu, z przyjaciółmi się nie dogaduje, brat mnie nie chce. Po
co ja w ogóle żyje na tym świecie? Zimna noc dała mi swe znaki, mocniej objęłam
się rękami i dalej biegłam. Zatrzymałam się na moście i rozejrzałam dookoła.
Łzy psuły mi widoczność i płynęły strumieniem. Dlaczego to wszystko musi się
tak toczyć? Wyjęłam telefon z kieszeni kurtki, ponieważ zaczął wibrować. Na
wyświetlaczu było zdjęcie śmiejącego się Deidary. Spojrzałam na zegarek, była
czwarta nad ranem. Rozłączyłam go i schowałam komórkę do kieszeni. Oparłam
głowę o ręce, leżące na poręczy. Z Deidarą zawsze się kłóciliśmy i biliśmy, ale
myślałam że to normalne u rodzeństwa. A okazało się, że on po prostu mnie nie
chce i nie kocha. Moja kieszeń znowu zaczęła wibrować. Wyciągnęłam urządzenie i
nawet nie patrząc rozłączyłam go. Jakaś grupka chłopaków zbliżała się do mnie.
Otarłam łzy i udałam, że na kogoś czekam. Spojrzeli w moją stronę i puścili mi
oczko. Zaśmiałam się do nich.
-Co taka panna jak ty robi tu sama?
– Zaczął jeden i ustał koło mnie. Miał krótkie brązowe włosy, dresy i kurtka
nie za bardzo się komponowały, ale mu to najwyraźniej nie przeszkadzało.
Patrzyłam chwilę na niego, lecz szybko się otrząsnęłam.
-Czekam. – Oznajmiłam lekko
chrypliwym głosem.
-Na księcia z bajki? – Zaśmiał się.
– O to jestem. – Wskazał rękami na siebie.
Wybuchłam śmiechem.
-Na księcia na pewno się nadajesz,
ale nie mojego. Przykro mi. – Spojrzałam w bok by udać, że sprawdzam czy ktoś
nie idzie.
-Jaka szkoda. – Nadal się
podśmiewywał. –No dobra, jeśli czekasz na tego swojego księcia to ci nie
przeszkadzam. Trzymaj się. – Zawołał, gdy pobiegł w stronę kolegów.
Mimo tego, że nie znałam tego
chłopaka to trochę poprawił mi humor. Spojrzałam w niebo i znowu zadrżała mi
kieszeń. Wyjęłam telefon i wyłączyłam przychodzące połączenie oraz samo
urządzenie. Może by tak po prostu uciec od rzeczywistości? Dać się ponieść? Spojrzałam
na idącą grupę chłopaków, którzy mnie zaczepili.
-Ej! – Krzyknęłam. Odwrócili się. –
A może jednak chcesz być moim księciem? – Uśmiechnęłam się.
-No jasne. Chodź. – Zawołał mnie
gestem dłoni. Pobiegłam do nich. – Co to za zmiana? – Zapytał wpuszczając mnie
po między nich.
-Kolega napisał, że nie przyjdzie. –
Uśmiechnęłam się. – Gdzie się wybieracie? – Zainteresowałam się.
-Tu, tam. Jakoś sobie radzić w życiu
trzeba. – Odpowiedział mi jeden.
-Moi przyjaciele poszliby się po
prostu nachlać. – Oznajmiłam
-Po co? Żeby potem nie pamiętać
nocy? – Odpowiedzieli mi. – My wolimy kupić słodycze i sok. Pójść nad jezioro,
pogadać, posiedzieć. – Zaczął tłumaczyć patrzą w niebo. Byłam w szoku. Tacy
kolesie i soczek?
-Jeszcze z nikim takim się nie
spotkałam. – Zaśmiałam się
-Wolisz alkohol? – Zapytał i od razu
na mnie spojrzał.
-Jestem przyzwyczajona do tego, że
ludzie piją, a ja razem z nimi. Dziś chyba odpuszczę procenty. – Rozejrzałam
się. - Ale dziwne, że wy nie pijecie, wyglądacie na taką grupę, która lubi
wypić i się pobić.
-Bo tak ma być. A tak naprawdę
wolimy jeść słodycze niż pić alkohol. Tak. Powiesz, że jak baby. – Tłumaczył
się, widać było, że jest trochę speszony i nie wie jak to wytłumaczyć.
-Nie prawda. Doceniam to. W tych
czasach to nowość. W ogóle to jestem Sakura. – Uśmiechnęłam się i rozejrzałam
się po ich twarzach.
-Cóż za słodkie imię. – Odezwał się
jeden, ten który mnie zaczepił. – Ja jestem Jun.
-A ja Kazuo. – Oznajmił blondyn.
Miał on dłuższe włosy, jak Naruto. Jego struj był dość podobny do przyjaciela.
-Masu. – Przedstawił się chłopak w
długich brązowych włosach.
-Miło was poznać. – Uśmiechnęłam się
od ucha do ucha.
-Spożywczy. – Zawołał Kazuo nie
zwracając już na nic uwagi. Weszliśmy spokojnie do pomieszczenia. Chłopcy
wzięli koszyk i przeszliśmy do działu ze słodyczami. Odruchowo wkładali to co
trzeba, pewnie zawsze biorą to samo. Ja stałam obok i opierałam się o pułki. - Chcesz
coś, czego nie wzięliśmy? – Zwrócił się do mnie.
-To ja też coś dostanę? Nie mam
pieniędzy… - Zaczęłam się tłumaczyć.
-Jesteś księżniczką nie płacisz,
wrzucaj co chcesz. – Zaśmiał się Jun. Wyciągnęłam rękę po paczkę Pocky, które
nie były zawarte na ich liście. Wtedy od razu ruszyli do części z napojami.
Każdy wybrał sobie po butelce jakiegoś soku i ruszyli do kasy. Kazuo wepchnął
pełen koszyk Junowi, mówiąc że teraz jego kolej płacenia. Poczekaliśmy na niego
przed wyjściem, gdy wrócił poszliśmy dalej.
-To gdzie teraz? – Zapytałam.
-Pójdziemy koło mostu na trawę. Tam
prawie nigdy nikogo nie ma. – Oznajmił Jun i zaczął kierować się w tamtą
stronę.
Idąc chłopcy opowiadali mi jakieś śmieszne
sytuacje z ich szkoły i życia. Czasem nie mogłam wyrobić ze śmiechu, kiedy
doszliśmy do mostu Jun i Kazuo złapali mnie za rękę bym nie spadła schodząc na
dół. Usiedliśmy na trawie. Mi było dosyć ciężko to zrobić ze względu na moją
sukienkę. Usiadłam bokiem i wyprostowałam nogi. Chłopcy usiedli po turecku. Wyjęli
słodycze i zaczęli je otwierać. Dalej rozmawialiśmy i śmieliśmy się z
wszystkiego co można. W tym momencie poczułam szczęście, takie prawdziwe.
Śmiałam się ile wlezie.
-Jesteś naprawdę mili. – Oznajmiłam
po długiej rozmowie.
-Czy ja wiem. – Zaczął Jun patrząc
na wodę.
-Zabraliście ze sobą nieznajomą
dziewczynę i nie chcieliście jej zrobić nic złego. To nie jest już pokazanie
dobra? – Zapytałam, uśmiechając się.
-Może i tak. – Oznajmili razem.
-Dziękuję, pomogliście mi się wyrwać
z zabójczych myśli. Tak naprawdę na nikogo nie czekałam. Raczej uciekałam od
wszystkiego. – Powiedziałam. Nie wiem czemu, ale miałam chęć po prostu im
powiedzieć o całym moim życiu.
-Nie ma sprawy. Więcej nie myśl o
samobójstwie. Zranisz tym swoich bliskich. – Zaczął tłumaczyć Kazuo.
-Moi bliscy się mną nie interesują.
–Wydukałam i spojrzałam z powrotem na jedzenie.
-Na pewno interesują, tylko boją się
tego powiedzieć. – Nadal starał się mnie przekonać. Naprawdę są mili. Jeszcze
nikogo takiego nie spotkałam.
-Mój brat powiedział, że nie chce
mnie w domu, moi rodzice wywalili mnie z rodzinnej willi, a przyjaciele…
Przestałam się z nimi dogadywać. – Łzy zaczęły napływać do moich oczu. Po
prostu nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Potrzebowałam się wygadać. Nawet
im.
-Jeśli oni Cię nie chcą to pomyśl,
że my bardzo nie chcemy byś umarła. Wymieńmy się numerami, możemy się spotykać
w weekendy. – Wyjęłam z kieszeni telefon i włączyłam go. Zaczął wibrować.
Ciągle nie przestawał od natłoku wiadomości i nieodebranych połączeń.
Spojrzałam na nie. Wszystkie od Deia, zerknęłam w esemesy. „Gdzie jesteś?”,
„Wszystko w początku?”, „Odbierz ode mnie.”. Chłopcy także zerknęli na mój
telefon. Byli w szoku, że nadal nie przestawał dzwonić. Wiedziałam, że Deidara
wcale się o mnie nie martwi tylko o powrót do Ameryki.
-Ten Dei chyba bardzo się o ciebie
martwi. – Zaczął Kazuo, który chyba był najbardziej czuły z ich wszystkich. Patrzył
na mnie smutnym wzrokiem, jakby chciał mi przekazać, że sam się o mnie martwi.
-Boi się, że rodzice każą mu do nich
wrócić, jak mi się coś stanie. Tyle. – Szybko odpowiedziałam. – To jakie macie
numery? – Po kolei podali swój numer, a ja podałam im mój. Spojrzałam na
zegarek. Piąta rano. Nie zwracając już uwagi na akcję z telefonem dalej
rozmawialiśmy.
-Sakura! – Usłyszałam swoje imię. – Saki!
– Wołanie nie ustępowało, a raczej było coraz głośniejsze. Rozejrzałam się, ale
nic nie zauważyłam. Najpierw pomyślałam, że się przesłyszałam, lecz chłopcy
także zaczęli się rozglądać.
-Chyba ktoś cię szuka. - Oznajmili i
zaczęli zbierać rzeczy. – Chodź. – Podali mi rękę bym wstała. Weszliśmy na
górkę i skierowaliśmy się w stronę krzyku.
-Saki! – Krzyk był coraz bardziej
donośny. W pewniej chwili zauważyłam jak ktoś wybiega z za jakiegoś domu.
Długie blond włosy, zawiązane w kitkę przyklejały się do twarzy mojego brata.
Jego twarz wyrażała tysiąc emocji. Ale najbardziej mogłam wyczytać strach. Deidara
histerycznie rozglądał się dookoła. – Sakura! – Krzyczał dalej, a my powoli szliśmy
w jego stronę. Nie wiem czemu. Sama bym nie poszła. Nie mam chęci jeszcze z nim
rozmawiać. Nadal nie przeanalizowałam wszystkiego. Nie wiem co mam mu powiedzieć,
nie wiem co on mi powie. Nie wiem… Po prostu nie wiem nic. Chłopcy nie
ustępowali to i ja stąpałam dalej. Blondyn spojrzał w naszą stronę. Od razu rzucił
się sprintem do mnie. Złapał mnie za ramiona i dotykał po twarzy, jakby
sprawdzał czy to nie jego zwidy. – Jak ja się o ciebie martwiłem. Nie rób
takich rzeczy więcej. – Patrzył mi w oczy. Nie bał się tego. Lecz ja szybko
odwróciłam od niego wzrok.
-Martwiłeś się tylko dlatego, że
przez to możesz wrócić do Ameryki. – Rzuciłam mu, nie zwracając uwagi na to czy
to go zaboli. Spojrzał na mnie nie dowierzając w moje słowa.
-Jesteś przemarznięta. – Olał moją
wypowiedź i zmienił temat. – Wracajmy do domu. – Złapał mnie za rękę i dopiero
wtedy rozejrzał się, zobaczywszy trójkę chłopaków. – A wy to kto? – Był zszokowany,
nie wiedział co powiedzieć. Widziałam to po jego twarzy.
-To są moi nowi przyjaciele. Pomogli
mi. – Wytłumaczyłam szybko.
-Okej. Niech ci będzie. Spotkasz się
z nimi kiedy indziej chodź do domu. Cześć. – Rzucił im i pociągnął mnie w
stronę naszej ulicy. Szliśmy w milczeniu. Chyba żadne z nas nie miało odwagi nic
powiedzieć. Gdy minęło z pięć minut Dei nie wytrzymał.
-Byłaś w domu. Twoja torebka i
szpilki były na przedpokoju. – Gestykulował niemiłosiernie. Nadal nie schodziły
z niego nerwy.
-Byłam. – Dałam tylko jedno słowo.
Nie miałam chęci o tym rozmawiać.
-Co ci przyszło do głowy, żeby
uciekać i nie odbierać telefonu. – Podniósł głos. Podniósł głos?! Jak to. Od
kiedy on podnosi na mnie głos. Jest moim bratem, a nie ojcem.
-To, że mam wszystkiego dość. Nie
dogaduje się z ludźmi, rodzice wywalili mnie z domu, a ty mnie tu nie chcesz. –
Do oczu znowu zaczęły mi napływać łzy. Olałam już to, że przed chwilą prawie na
mnie krzyczał.
-Czemu mówisz, że cię nie chce. – Jego
głos lekko drżał, jakby się czegoś bał.
-Słyszałam, jak mówisz o tym
chłopakom. – Chwilę przeanalizował to co powiedziałam.
-To nie tak… – Pokręcił głową i
ustał na środku chodnika.
-A jak? – Przerwałam mu, lekko
podnosząc głos z nerwów. – Co przesłyszałam się?! A może wymyśliłam to sobie?!
– Zaczęłam krzyczeć.
-Nie. Tak mówiłem to zdanie, ale nie
wiesz wszystkiego. Boje się, że coś ci się stanie, boje się, że nie dam rady
dać ci dobrego przykładu. To co że masz szesnaście lat, nadal go potrzebujesz.
Jestem tylko głupim osiemnastolatkiem, nie umiem się kimś zajmować. – Mówił
prawdę, jak kłamie to jego wzrok krąży, a teraz patrzył tylko przed siebie.
Poczułam ukucie w sercu, po prostu zrozumiałam że go strasznie zraniłam. – Co
ja mam na to poradzić, że nie umiem się tobą zająć? – Był załamany. Zrobiło mi
się go żal. Wydzwaniał do mnie dwie godziny, a ja go olewałam, pewne myślał o
najgorszym.
-Przepraszam. – Mój wzrok spadł na
ziemię. – Że jestem taką egoistką i myślałam tylko o sobie. Przepraszam, że
musiałeś się dziś o mnie martwić. – Nie wytrzymałam, mimo tego, że zazwyczaj
jestem jędzą nie umiem przepraszać. To dziś nie mogłam nic nie mówić. Martwił
się, a ja to olałam. Czekałam chwilę nie usłyszałam żadnego słowa tylko
poczułam jak mnie obejmuje.
-Błagam nie rób tego więcej. – Łzy
naleciały mi do oczu, dawno nie czułam tej miłości. Rodzinnej miłości. Dawno
nikt mnie nie przytulał. Chciałam tak zostać do końca życia.
-*-
Obudziłam się rano. Usiadłam na
łóżku i zaczęłam analizować co stało się wczoraj. Po przytuleniu wróciliśmy do
domu. Dei zrobił ciepłą herbatę, a potem poszliśmy spać. Wszystko wracało do
normy. Ta jego czułość była tylko wczoraj, dziś wrócimy do realnego świata.
Wyszłam z łóżka i zabrałam ze sobą telefon. Włączyłam go, była dziesiąta oraz
zauważyłam nieprzeczytane wiadomości. Sprawdziłam je. Większość była od Deidary
z wczoraj, ale trzy były od chłopców. Pytali się czy dotarłam do domu i czy
wszystko się ułożyło. Odpisałam im, a po pięciu minutach dostałam odpowiedź, że
mam dzwonić, kiedy będę miała czas, to się spotkamy. Rzuciłam telefon na łóżko.
Zabrałam z szafy moje ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic.
Myślałam o wszystkim. O tym, jak Deidara musi się czuć mając mnie na barkach.
Tak naprawdę w pewnym sensie jest teraz moim opiekunem. Jeśli coś mi się stanie
to on bierze za to odpowiedzialność. Ale bardziej od tego bałam się iść jutro
do szkoły. Spotkać się z Naruto, Sasuke, Ino i całą resztą. Nie miałam chęci
się im tłumaczyć. Ale także nie chce z nimi w ogóle nie rozmawiać. Chciałabym by po
prostu było wszystko jak dawniej. Chce się z nimi spotykać, rozmawiać, śmiać,
odwalać głupie rzeczy. Po prostu robić to co kiedyś. Przeszkadza mi w tym
wszystkim Karin, która zajęła moje miejsce. A może to ja się zmieniłam? Nawet jeśli
to nie powinnam się aż tak zmienić po roku, żeby nawet się z nimi nie
dogadywać. Za dużo myślę, co będzie to będzie, trzeba poczekać do poniedziałku
i zobaczyć, jak wszyscy zareagują.
-*-
Zatrzymaliśmy się pod budynkiem
szkoły. Wyszliśmy z samochodu, rzuciliśmy krótkie „cześć” i każdy poszedł w
swoją stronę. Weszłam na drugie piętro i weszłam do klasy. Olałam wzrok ludzi,
który spoczywał na mnie. Przy ławce nie było jeszcze Kiby, więc usiadłam przy
ścianie i się rozpakowałam. Poczułam czyjś wzrok, który po prostu rozdzierał
mnie na pół, jak jakiś laser. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam tą cała
gromadkę z imprezy. Patrzyli na mnie i szeptali coś. Prychnęłam, odwróciłam się
w stronę tablicy i założyłam słuchawki na uszy. W wejściu pojawił się Sasuke.
Pierwsze na co spojrzał to na grupę z tyłu, a potem na mnie. Zaczął iść po
schodach w górę, ale nie na samą. Zajął miejsce koło mnie. Co mu się do cholery
stało? Jest jakiś dziwny. Nigdy nie zwracał na mnie uwagi, zawszę się
wyzywaliśmy, a teraz spokojnie siada koło mnie. Wyją mi słuchawkę z ucha.
-Jak tam? – Zapytał patrząc na mnie
tym nieznaczącym wzrokiem.
-Nie ważne. – Oznajmiłam, zabierając
mu słuchawkę z ręki.
-Gdzie się wczoraj błąkałaś? – Zapytał
znienacka.
-Nigdzie. Siedziałam w domu. – Oznajmiłam
mu. Nie chce by wiedział, że Deidara mnie szukał.
-Ja znam inną historię. Itachi
wrócił do domu przed piątą. – Zerknęłam na niego pytająco, co to ma do rzeczy?
- To dziwne, bo wraca zawsze około
czwartej. Powiedział, że szukał ciebie. – Załamałam się. Wyjęłam drugą słuchawkę z
ucha, a mój wzrok świadczył o tym, że to co mówił to prawda. - Więc raczej nie
siedziałaś w domu. – Spojrzał na mnie chytrze.
-Ojeju! I co teraz? Dowiedziałeś się o wszystkim i co? – Zawołałam udając
przerażoną. Tak naprawdę nie byłam aż tak do tego obojętna. Nie wiem co jeszcze
powiedział mu Itachi. Lepiej żeby wiedział tylko, że mnie szukali. Nic więcej
mu nie potrzebne.
-Kłamiesz. To chciałem ci udowodnić.
I to śmieszne, że uciekasz z domu, do tego od brata. – Zaśmiał się w swój charakterystyczny sposób.
Chciał ze mnie wyciągnąć całą prawdę o powrocie do Konohy. Mi nie za bardzo
chciało się o tym mówić.
-Tak bywa. – Odwróciłam wzrok w
stronę tablicy. – Nie dowiesz się nic o moim powrocie. Musisz poczekać, aż
zacznę wam ufać, jak kiedyś. Wtedy… - Spojrzałam na jego twarz. – Może czegoś
się dowiesz.- Uśmiechnęłam się złowieszczo.
-Zamknięta w sobie, jak zawsze. – Wstał
z siedzenia. Odwrócił się i chciał już odejść, ale po chwili odwrócił się. –
Deidara. – Wypowiedział samo imię.
-Co? Co jest z moim bratem? – Zapytałam
zdziwiona.
-On też jest skryty. Ale przed tobą
najbardziej. Powiedział ci, że martwi się, bo nie umie się tobą zaopiekować. – Mówił.
-Skąd to wiesz? – Zapytałam szybko.
-Usłyszałem rozmowę mojego brata z
twoim. – Patrzył na mnie tym swoim wzrokiem, który świadczył o tym, że góruje nad wszystkimi. – Kończąc to co powiedziałem. – Udał zamyślenie.
– To była prawda. To co mówił. – Wyciągnął do mnie rękę, jakby pokazywał jakąś
rzecz w powietrzu. – Ale jest i jeszcze jedna część układanki. – Wyciągnął drugą
rękę obok. – O której nie wiem czy kiedykolwiek powie ci sam. A jest bardzo ważna.
Tak ważna, że powinnaś o tym wiedzieć. Tyle mogę powiedzieć. – Spojrzał na
drzwi klasy. – Do zobaczenia. Wisienko. – Zamurowało mnie. O czym Deidara mi
nie mówi? Co to ma w ogóle do przebywania w tym samym domu, mieście co mój brat?
Dlaczego niby to takie… Ważne?
------------------------------------
Hej! Heloł Kochani!
Dzisiaj mamy drugi rozdział. Wyszedł taki sobie. Wyszedł w długości dobrze, ale jest dość... Nudny. Ale to wy go ocenicie.
Jestem w szoku, bo mam już 4 obserwatorów. Normalnie nie wierzę. :D
Mam nadzieje, że wasze święta i sylwester były takie jakie chcieliście!! Oraz że było dużo prezencików!
Chciałabym także was zaprosić na mojego drugiego bloga, którego pisze już od dawna, ale miałam na nim przerwę. Lecz teraz znowu do niego wróciłam:
http://nowe-zycie-sakury.blogspot.com/
Oraz zapraszam was na facebook, ponieważ założyłam stronę by powiadamiać was oraz na nim o nowych rozdziałach. Oraz jeśli będę miała jakieś wątpliwości co do czegoś to także was o to zapytam:
https://www.facebook.com/Vikichann
Oraz zapraszam was na facebook, ponieważ założyłam stronę by powiadamiać was oraz na nim o nowych rozdziałach. Oraz jeśli będę miała jakieś wątpliwości co do czegoś to także was o to zapytam:
https://www.facebook.com/Vikichann
No i na koniec:
Ciekawie się zapowiada ta historia, z rodziału na rodział robi się ciekawiej choć rzeczywiście poprzedni byl troszkę bardziej wciągający :) Ale teraz do rzeczy, ja też chce poznac takich chłopaków, coś słodkiego jest o niebo lepsze niz alkohol, szkoda że to niestety wymierający gatunek. Co do reszty, biedny Deidara zapewne zniszczył sobie fryzurę ta biegając za Sakurą :)
OdpowiedzUsuńPS. Nominowałam Cię do Libster Avard. Szczegóły na the-way-to-dreamland.blogspot w zakładce linki :D Mam także nadzieję, że nie pogniewasz się za dodanie do ulubionych
Właśnie też chxe poznać takich chłopców, dlatego ich tu dałam.
UsuńOj Dei rozwalił sobie fryzurę. O tak :D
No co ty nie mam noc do tego, że dałaś do ulubionych. Nawet jest mi niezmiernie miło. ;)
Rozdział fajny, jak zawsze. Wiedziałam, że z Deidarą to nie może być nic złego! Ale taka słodka ta akcja była, kiedy ją w końcu znalazł!
OdpowiedzUsuńFajnych znalazła sobie znajomych, rozbawili mnie trochę. :D Mam też nadzieję, że będą prawdziwymi przyjaciółmi. :)
Czekam na następny! :D
Weny! :*
Witam, jakąś godzinę temu przypadkowo trafiłam na twojego bloga i zakochałam się w nim! I rozdział wcale nie jest nudny. A teraz przez ciebie nie mogę doczekać się następnych;/
OdpowiedzUsuńW każdym razie serdecznie pozdrawiam i weny życzę:)
Rozdział 3 już dawno jest na blogu, więc na niego zapraszam. :)
UsuńDopiero sobie uświadomiłem jakie miałem straszne zaległości w twoim blogu jak przeczytałem o świętach i sylwestrze hahaha No cóż moje były udane :D Sylwester w super towarzystwie! :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału...
Z pewnością nudny to nieodpowiednie słowo. Wprowadzenie akcji z nowo poznanymi chłopcami było bardzo interesujące. Ogólnie uważam, że bardzo ładnie uświadomiłaś nam, że nie należy oceniać ludzi po wyglądzie, pozory mylą ;)
Scena rozgrywająca się pomiędzy rodzeństwem bardzo wzruszająca.
Ale najbardziej do gustu przypadło mi zakończenie. I nie :D nie dlatego że to koniec :D Scena z Sasuke baardzo mi się spodobała. Taka psychologiczna strona jednego z bohaterów bardzo mi odpowiada. Opisanie zachowań Sakury podczas tej rozmowy jest świetne! Pozwoliło mi sobie wyobrazić tą scenę od początku do końca!
Pozdrawiam ;)