wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 5

Stałam jak wryta. Nie wiedziałam czy się ruszyć, czy nie. Raczej opcja druga była bardziej bezpieczna. Chłopak na początku trzymał mnie za włosy, dopiero po chwili je puścił i złapał moje nadgarstki.  Patrzyłam na wszystko z przerażeniem.  Z samochodów wyszło kilka osób, tak samo z fabryk. Nie widziałam kim byli. Mieli na sobie czarne płaszcze z kapturami, więc nie mogłam zauważyć ich twarzy. W sumie, nawet jeśli mieli by zdjęte kaptury to jest zbyt ciemno, żeby ujrzeć cokolwiek ze szczegółami. Ludzie w płaszczach nie podeszli do nas zbyt blisko. Ustali od nas na około pół kilometra. Dopiero teraz zauważyłam, jaka cisza stała się po tym jak się pojawili. Jedyne co było słychać to Juna i mój oddech. Jego był ciężki i płytki. Oddychał tak za pewne ze zdenerwowania, tym że ktoś złapał go na gorącym uczynku i nie za bardzo wie co ma zrobić. Ja byłam wystraszona, łzy same płynęły mi z oczu i rozmazywały mi i tak słaby obraz.
-Akatsuki… - usłyszałam jak Jun zaczyna mówić. – Jak miło, że przyszliście. Czy macie ten sam skład, jak w szkole? Czy może nie każdy należy do gangu? – Zaśmiał się. – Jest jej braciszek?! – Wszystko wykrzykiwał z wielką furią. – Co może mi nawet nie odpowiecie?! Frajerzy! Boicie się i tyle! – Poczułam, jak z wściekłością wciska mi broń w głowę. Moje oczy jakby szukały miłego punktu zaczepienia. Przeszukiwały wszystko co możliwe, zatrzymywały się na chwilę na każdym w płaszczu, jakby chciały sprawdzić, czy to ktoś znajomy, czy ma jakiś znak szczególny. W końcu im się udało, zatrzymały wzrok na jednym z nich. Z pod kaptura było widać fioletowe włosy Konan. Jak bardzo bym chciała, żeby to była prawda i była to właśnie ona. – Nie milczcie tak, bo będę strzelał! – Szarpnął mną, tak że ledwo zdążyłam utrzymać się na nogach, by nie upaść. A pistolet jeszcze bardziej przycisnął do mojej głowy. Zamknęłam oczy, przez które wyleciało kilka kropel łez. – Okej. – Powiedział bardzo spokojnie i przyciągnął mnie do siebie. – Widać, że mało was ona interesuje. – Chłopak zaśmiał się, czułam jak jego tors się porusza. I właśnie w tej chwili wszystko się stało. Usłyszałam strzał, ale nie z pistoletu nad głową. Jedna z zamaskowanych osób przybiegła przede mną. Zachwiała się lekko, ale utrzymała na nogach. Odwróciła się w naszą stronę. Dopiero teraz zauważyłam małą część twarzy chłopaka. A raczej Sasuke. Uśmiechnął się drwiąco i złapał za nadgarstek Juna, w której trzymał pistolet. Patrzyłam na niego ze strachem. Nie wiem dlaczego, powinnam się cieszyć, że widzę znajomą osobę.
-Ja nie… - zaczął Jun.
-Nie jesteś sam. – Usłyszałam kogoś z oddali. – Wiemy to. – Jakiś chłopak za Sasuke pokazał znak i cała reszta wycelowała w jakieś punkty pistoletami. Jun znowu się zaśmiał.
-Tego też znalazłem. – Spojrzałam na dach fabryki, gdzie jeden z Akatsuki strzelił w chłopaka, którego trzymał za bluzę i zrzucił go z góry.
-Więc grzecznie puść dziewczynę. – Znowu ten sam głos, za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć kogo on jest. Właśnie w tym momencie poczułam jak ucisk na nadgarstku maleje. Nie puścił mnie do końca, lecz czułam, że mogę wyciągnąć ręce. Powoli wyjęłam jedną z nich, a Sasuke bez zastanowienia złapał za nią. Lecz nie udało mu się mnie wyciągnąć, ponieważ Jun znowu złapał mnie za drugą dłoń. Sasuke mocniej oplótł dłoń o mój nadgarstek. Zerknęłam kątem oka na sprawcę. Miał on sparaliżowaną dłoń z bronią, przez Sasuke. Trzymał on go tak, że w każdej chwili mógł wystrzelić tym pistoletem. Czarnowłosy, gdy tylko przestał, jak najmocniej ściskać mi dłoń, szarpnął ręką chłopaka i ustawił tak, że broń przyłożona była do głowy Juna. Chłopak nieco się zdziwił, ale za chwilę odezwał się.
-No i co teraz zrobisz? – Uśmiechnął się cwaniacko. – Nie strzelisz, bo koledzy z gangu ci zabronili. Znam sygnały, pokazywane ręcznie. Więc i tak mi nic nie zrobisz. – Przyciągnął mnie ku sobie. Sasuke nie dał się zwieść i jeszcze bardziej przycisnął swoją dłoń do mojej, bym tylko się nie wyślizgnęła.
-Skąd wiesz, że się ich posłucham? – Odezwał się tym swoim chamskim, nie miłym i tak zawsze denerwującym mnie głosem. Ale powiem szczerze… W tej chwili cieszyłam się, że jest przy mnie chodź ktoś, kogo znam. Mimo tego, że to był on.
-Wątpię. – Obejrzał Sasuke od góry do dołu i z powrotem. – Jesteś ranny. I tak jeszcze dość długo się trzymasz na nogach. – Dopiero po jego słowach spojrzałam na ciało Sasuke. Na ręce, którą mnie trzymał zauważyłam mieniącą się plamę, która za pewnie była właśnie po strzale. Obronił mnie. To był ten strzał, który słyszałam, ale nie wiedziałam skąd. Przybiegł i mnie obronił. Mimo tego, że tak mnie nienawidzi i mimo naszej wielkiej kłótni z przed godziny. Uratował mnie, ale nie wiadomo czy będzie miał teraz tyle siły, by zrobić to ponownie. – Może ci pomóc? – Głos Juna oderwał mnie od moich myśli.
-Nie potrzeba. – Odburknął Sasuke. – Albo ją puszczasz, albo strzelę.
-Nie puszczę. – To były ostatnie słowa, które usłyszałam z ust Juna. Po nich był strzał i szarpnięcie za lewą rękę. W jednej chwili wylądowałam na ziemi razem z czarnowłosym, który kucał, jedynie ja wylądowałam na kolanach. Jednak nie czułam się samotna i nie bałam się. Złapał mnie on w obwodzie i mocno do siebie przytulił, jakby chciał dodać mi tym otuchy. Udało mu się, jednak co jakiś czas czułam, że ciężar jego ciała coraz bardziej przywierał do mnie. Chłopak tracił świadomość, ledwo dawał sobie z tym radę.
-Kończymy to! – Usłyszałam czyjś krzyk, a zanim wiele huków od broni. Po tym podbiegła do mnie jedna osoba i złapała za ręce. Sasuke mimowolnie puścił mnie, tak delikatnie, że można by było pomyśleć, że nadal boi się o moje bezpieczeństwo. Z pod kaptura osoby, która mnie przejmowała zauważyłam blond włosy.
-Dei. – Szepnęłam z łzami w oczach. Popłakałam się. Chłopak przytulił mnie, zamknął w swoich ramionach tak, że nie czułam nic oprócz tego. – Przepraszam. – Oznajmiłam przez płacz.
-Już wszystko dobrze. – Szepnął mi. – Jesteś z nami. Bezpieczna. Już nic ci nie grozi.
-Bierzemy Sasuke, do domu. Trzeba go opatrzyć. – Z oddali słyszałam kobiecy głos, który za pewne należał do Konan. Właśnie! Sasuke jest ranny. Oderwałam się od Deia i spojrzałam za siebie. Itachi razem z Sasorim siedzieli przy Sasuke. Właśnie w tym momencie chłopcy złapali czarnowłosego pod ramiona i zabrali w stronę samochodu.
-Jeny ile ty ważysz? – Zaśmiał się Itachi, jakby chciał rozluźnić atmosferę i trochę rozśmieszyć Sasuke. Jeśli to w ogóle możliwe.
-Nic z tego Itachi. – Uśmiechnęła się Konan, która otworzyła drzwi samochodu. – Nawet ty go nie rozśmieszysz. – Chłopcy delikatnie wsadzili czarnowłosego do samochodu i zamknęli drzwi. Chłopak jednak otworzył sobie okno.
-Aż tak mnie kochasz, że nadal chcesz mnie słyszeć? – Zaśmiał się Itachi. Po chwili jednak olał zachowanie brata, który wyglądał jakby miał kogoś zamordować. Do tego wszystkiego był blady jak kartka. – Konan z nim pojedzie.
-Ja też pojadę. Nie będzie z nim sama. – Odezwał się Sasori, który opierał się o samochód.
-Nie chce wam przerywać, ale wypadałoby stąd zwiać, zanim pojawią się tu gliny. – Koło mnie i Deidary pojawił się Pein. – Mamy jeszcze kilka spraw do omówienia, a dziś to jeszcze chyba doszło pięćset. – Spojrzał na mnie, dając mi znak, że chodzi o mnie. Ja im pogmatwałam lekko sprawy. – No już ruszać się do samochodów! – Wydarł się, a wszyscy jak na komendę wstali i zaczęli zbierać się do dwóch samochodów. Hidan podbiegł do ogromnych drzwi fabryki i otworzył je, wszedł do nich. Po chwili wyjechał w już trzecim samochodzie. – Sakura pojedzie z Konan i Sasorim. Na razie nie jest nam potrzebna w naradzie. Konan. – Mówił dalej, kierując się do wyznaczonego przez siebie samochodu. Ja także zaczęłam zbliżać się do swojego. Dziewczyna wsiadająca już do auta zatrzymała się i odwróciła do swojego chłopaka. – Jak skończysz go opatrywać to razem z Sasorim macie przyjechać do naszej kryjówki. Sakura jako tako sama się wyszkoliła w medycynie i sama zostanie z Sasuke.
-Nie ma sprawy! – Krzyknęła i wsiadła w końcu do wozu. Ja zrobiłam to zaraz za nią. Sasori siedział już na miejscu kierowcy, a Konan obok niego. Ja wylądowałam przy Sasuke. Chłopak ledwo utrzymywał się w pozycji siedzącej. Czerwono włosy ruszył i razem z tym zaczęła się rozmowa pomiędzy nim, a Konan. Zerknęłam na czarnowłosego, straszliwie bujał się na siedzeniu, widziałam jak ciężko mu było utrzymać się w pozycji siedzącej. Przesunęłam się na środek i złapałam go za ramię od strony okna. Chłopak spojrzał na mnie pytająco.
-Chce tylko pomóc, widzę że ci ciężko. – Uśmiechnęłam się delikatnie. Chłopak nic nie odpowiedział. Pierwszy raz widzę, jak pozwala mi na pomoc sobie. Zawsze był tak idealny i mnie nie potrzebował. – Dziękuję. – Dodałam jeszcze.
-Nie masz za co. – Odpowiedział tak cicho, że nie wiem czy usłyszałabym to gdyby nie to, że moja głowa znajduje się niedaleko jego ust. Chłopak coraz delikatniej oddychał.  -Nie chce nic mówić, ale on nam zaraz odleci. – Odwróciłam głowę w stronę kierowcy. Sasori odwrócił swoją w moim kierunku i od razu się uśmiechnął.
-No widzę, że się pogodziliście. – Szybko zwrócił swój wzrok na drogę, przez krzyk Konan. – Zaraz będziemy na miejscu. – Spojrzałam znowu na czarnowłosego, który nie miał zamiaru się już odzywać. On nie miał już sił na nic. Zaczęłam ręką jeździć po jego ramieniu szukając rany. Wiedziałam, że chłopak nic mi nie zrobi, bo nie ma na to siły. Gdy tylko ją znalazłam złapałam jego ramię nad raną, chcąc zatamować, ale nie wyszło mi to. Dopiero teraz zauważyłam, jakiego ma on bicepsa. Szybko go puściłam i zdjęłam z siebie bluzę, która i tak już nie nadawała się do użytku. Przewiązałam ją jak najmocniej nad raną. Chłopak patrzył na mnie z zainteresowaniem.
-Jeśli boli to trudno, to chociaż jakoś cię uratuje. – Oznajmiłam dalej trzymając go za ramiona by nie spadł. Sasuke pomachał głową, nie wiem co przez to chciał powiedzieć, ale rozumiem że nie miał już siły na rozmowę. Trochę zaczął boleć mnie kręgosłup od trzymania go w pozycji siedzącej. Czarnowłosy chyba to zauważył, ponieważ drugą, zdrową ręką, która była właśnie po mojej stronie, złapał mnie za obwód i przybliżył do siebie bym się oparła.

Trzymał mnie tak, aż do podjazdu swojego domu. Sasori gwałtownie zahamował i wysiadł szybko z samochodu. Otworzył drzwi od strony Sasuke i zabrał go z pojazdu. Usadził go na plecach, jak małe dziecko na barana i wszedł do wielkiego domu Uchihów. Konan wyszła zaraz za nim i podeszła do mnie.
-Jesteś w krwi. – Oznajmiła spokojnie. Spojrzałam na swoje ubrania. Rzeczywiście, nie były one pierwszej klasy. Spodnie, które były białe miały czerwone plamy, które wcale nie wyglądały tak jakby miały tam być. Czarny crop top to już w ogóle wyglądał jak z psu gardła wyrwany. – Trzeba ci załatwić jakieś ciuchy. – Stwierdziła. Złapała mnie pod ramie i weszłyśmy razem do domu. Nie odzywałam się. W mojej głowie za dużo się działo, bym myślała teraz o zniszczonej bluzce. Dziewczyna puściła mnie dopiero w przedpokoju. Wyjęła telefon i przy tym zdjęła czarny płaszcz. – Hej Itachi. – Oznajmiła po chwili czekania. – Co ja mam zrobić z Sakurą, jak ona wygląda, jakby ją napadli. – Przepraszam chciałabym stwierdzić, że mnie napadli. W ostatniej chwili ugryzłam się w język by tego nie wypowiedzieć. – Jest cała w krwi, a nie wydaje mi się by nasza narada trwała na tyle krótko by mogła być w tych ciuchach, aż do przyjazdu Deidary. – Konan czuła się w domu Uchihów, jak u siebie. Rzuciła czarny płaszcz na fotel przy drzwiach do salonu, a sama usiadła na komodzie obok. – No dobra. Poszukam jej czegoś. Tak przyjedziemy. – Słyszałam jedynie urywki rozmowy, czyli tylko jej zdania. A chciałabym usłyszeć wszystko. Jakieś wyjaśnienie, o co tu do jasnej cholery chodzi. Dlaczego wszyscy zachowują się jakby nic się nie stało! Mam tego dość. Stałam cały czas w miejscu, w którym zostawiła mnie Konan, czyli na środku korytarza. – Chodź znajdziemy chociaż jakąś bluzkę, która będzie ci służyć jako tunika, przez dzisiejszy wieczór. – Zeskoczyła z komody i skierowała się na górę, zachęcając mnie ręką bym zrobiła to samo. Powili zaczęłam iść za nią. Weszłyśmy do ogromnego pokoju. Panował w nim idealny porządek. Naprzeciwko pod ścianą znajdowało się wielkie łóżko, po lewej stronie ogromne biurko, które było zawalone papierkami i książkami oraz leżał na nim laptop. Po prawej stronie była komoda z wielka szafa, przy której właśnie znajdowała się Konan. Na Komodzie zauważyłam dwa zdjęcia, jedno Akatsuki, a drugie Itachiego i Sasuke, gdy byli mali. Z właśnie tych zdjęć stwierdziłam, że to pokój starszego brata. Kolorystyka w tym pokoju nie powalała. Wszystko było ciemne, nawet gdy zapaliło się światło było ponuro. Ściany czarne, meble i dywan identyczne. A podłoga z ciemnego drewna. Nawet okna były zasłonięte mroczną zasłoną. Fioletowo włosa wygrzebała coś z szafy i podeszła do mnie.
-Masz pecha, że mieszkają tu sami mężczyźni.- Zaśmiała się. – Mam nadzieje, ze twoja bielizna wygląda, tak że da się ją dalej nosić.
-Konan! – Usłyszałam krzyk Sasoriego. – Ja tu sam nie dam rady!
- Już! – Odkrzyknęła mu. – Leć się umyć, a ja mu tam pomogę, potem idź do pokoju Sasuke. Wiesz gdzie jest, prawda? – Uśmiechnęła się do mnie, a ja tylko pokiwałam twierdząco głową. Dziewczyna szybko pobiegła w tylko jej znanym kierunku, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Trzymałam w ręku koszulkę i stałam bez większego celu. Jedyne co bym chciała wiedzieć, to czemu nikt nie chce mi nic wytłumaczyć? Wszystkim wydaje się, że to normalne. Nie to nie jest normalne. Nie na co dzień widzi się, jak faceci w czarnych płaszczach strzelają do gościa, który porwał jakąś dziewczynę. No ludzie, jeszcze w tym wszystkim jest mój brat. Co ja mam zrobić. On sobie gdzieś pojechał, do jakiejś kryjówki, nawet nie wiem gdzie to jest. Od kiedy to wszystko trwa i dlaczego o niczym mi nie powiedział? Dopiero okropny krzyk Sasuke obudził we mnie świadomość tego co robię. Szybko się opanowałam i poszłam w stronę łazienki. Wzięłam szybki prysznic używając pierwszych lepszych szamponów i żelów. Wyszłam do zaparowanego pomieszczenia i dopiero teraz spojrzałam w lustro. Byłam blada jak nigdy. Wytarłam ręcznikiem włosy, które były poplątane. Wzięłam jakiś grzebień leżący przy lustrze i spróbowałam je rozczesać. Udało mi się to po długiej męczarni. Ubrałam na siebie bluzkę podarowaną przez Konan. Sięgała mi do połowy ud. Nie było mi w niej komfortowo, ale nie mam zamiaru ubierać moich spodni.

Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju Sasuke. Długo musiało mi schodzić kompanie się, ponieważ cała trójka znajdowała się już w pomieszczeniu. Konan odwróciła się, gdy usłyszała, że wchodzę. Sasori robił coś jeszcze przy leżącym Sasuke.
-O… Nie wyglądasz w niej źle. – Znowu zaśmiała się dziewczyna. Ile ona ma w sobie w tej chwili radości. Co to w ogóle ma znaczyć? Przed chwilą zabili kilku typów, a tu cała promienieje. – Zostawimy cię z nim samą. – Wskazała na łóżko. – Jest w śpiączce i ma gorączkę, przez leki, które mu podałam. Wystarczy, że będziesz tu siedzieć i go pilnować. Jeśli będzie się dziać coś złego to do nas dzwoń. – Zaczęła razem z Sasorim ruszać się w stronę drzwi. – I nie otwieraj drzwi! Nikomu! – Krzyknęła na pożegnanie. Czerwono włosy już miał wychodzić, ale cofnął się. Szybkim tempem znalazł się koło mnie i mocno przytulił.
-Trochę to zajmie. Ale niedługo przyjedzie Deidara i o wszystkim ci opowie. Będziesz wiedziała już wszystko. Wytrzymaj jeszcze trochę. – Szepnął mi do ucha. – On w ciebie wierzy, ja to wiem. Więc pokaż, że jesteś silna i dasz radę. – Puścił, mnie i właśnie teraz zaczęły boleć mnie nadgarstki, złapałam za nie by rozmasować.
-Dziękuję. – Uśmiechnęłam się lekko. Chłopak nie wyszedł.
-Masz czerwone ręce. – Złapał za nie i obejrzał. – W tamtym koszyczku masz maść. – Podbiegł do niego. – I może lepiej obwiąż to bandażami. – Podał mi wszystko do ręki. – Zabieram twoje ubrania. Nie może być, żadnych podejrzanych rzeczy, które mogą wskazywać, że coś łączy cię z tą sprawą. – Wziął ubrania z komody i już wychodził, ale znowu się odwrócił. – Naprawdę… - zająknął się. – Jesteś dzielna, bo wytrzymałaś to. Teraz wystarczy, że wytrzymasz te kilka godzin, żeby wszystkiego się dowiedzieć. Dzwoń, jeśli coś się będzie dziać. Wierze w ciebie. – Zawołał i wyszedł.  Gdy zauważyłam totalną pustkę w pokoju, ponieważ w nim znajdowałam się tylko ja i śpiący Sasuke. Rozejrzałam się dookoła. Chłopak spał niespokojnie, ale Konan mówiła, że ma gorączkę, więc zapewne przez to. Usiadłam sobie na fotelu, który przesunęłam bliżej łóżka, by mieć oko na chłopaka. Przykryłam się kocem. Wzięłam bandaż i maść, które dał mi Sasori. Posmarowałam bolące nadgarstki oraz przewiązałam je bandażem. Co ja mam teraz niby robić? Pilnowanie Sasuke, jest nudne, bo śpi. Patrzyłam tak na niego przez jakiś czas. Przy tym zaczęły przypominać mi się piękne sytuacje sprzed naszych kłótni. Chodziliśmy ze sobą, każdy pytał jak to jest możliwe, bo tylko gdy nadarzyła się okazja to darliśmy się na siebie. Sasuke mnie nie szanował, każda dziewczyna mu dopieszczała oraz każda z nich potem wylądowała z nim w łóżku. W sumie w takim razie sam siebie nie szanuje. Ale to już jego życie. Wiedziałam o zdradach od samego początku, ale nie zwracałam na to uwagi, bo on już taki był. Potrzebował wrażeń, których ja mu nie dawałam. Tak ciągle jestem dziewicą i się tego nie wstydzę. Nie mam chęci robić tego z byle kim. Muszę mieć pewność, że ta osoba mnie kocha i chce tego. Sasuke taką osobą nie był i zapewne nie będzie. Chłopak zaczął się niesfornie ruszać. Wstałam i podeszłam do niego. Kucnęłam przy łóżku i dotknęłam jego czoła. Miał gorączkę, ale nie byle jaką. Był rozpalony. No to chyba jednak będzie się trzeba nim zająć. Wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni. Wlałam do miski lodowatą wodę, zaniosłam ją do pokoju. Zaczęłam szukać jakiegoś małego ręczniczka, który znalazłam w łazience. Usiadłam na łóżku przy Sasuke i zaczęłam go delikatnie dotykać zimnym ręcznikiem. Chłopak poruszył się drastycznie. Oderwałam od jego twarzy rękę. Za chwilę znowu się uspokoił, więc dalej starałam się go trochę ochłodzić. Siedziałam na łóżku po turecku chyba z dziesięć minut. Aż w końcu Sasuke się poruszył i zaczął otwierać oczy. Dalej ocierałam mu czoło. Chłopak chyba wrócił do końca do żywych i świadomych, bo od razu złapał mnie za rękę.
-Co robisz? – Zapytał od razu. Nadal cicho, jakby nie mógł głośniej.
-Kazali mi się tobą zająć, a dostałeś takiej gorączki, że twój organizm sam nie dawał rady. – Wytłumaczyłam się mu jak dziecko.
-Okej. Możesz już mnie zostawić. – Stwierdził puszczając moją rękę. Wstałam z łóżka. Zabrałam miskę z wodą oraz ręcznik, odłożyłam to na stolik koło łóżka, a sama usiadłam na przesuniętym fotelu. – Jeszcze pół naga łazi mi po domu. – Spojrzał na mnie od góry do dołu. Powoli próbował usiąść, wyszło mu to po chwili. Widać było, że nie czuje się jeszcze za dobrze, ale jest już na tyle silny żeby już pokazać, że nie potrzebuje nikogo pomocy. Zacisnął on zęby i zmrużył oczy, podnosząc się. Rękę trzymał sztywno, ale za pewne nadal go bolała. Cały czas był blady i spocony. Gorączka wciąż go trzymała, ale już nic nie mogłam na to poradzić. – A tamci jeszcze nie skończyli narady? Która jest godzina? – Zapytał, gdy tylko udało mu się usiąść. Spojrzałam na zegarek, który leżał na komodzie. Dobijała już pierwsza nad ranem.
-Zaraz będzie pierwsza. – Wróciłam na swoje miejsce i przykryłam się kocykiem.
-Super. – Przeczesał swoje włosy. – Jutro do szkoły sobie nie pójdziesz.
-I tak bym nie umiała myśleć na lekcjach. – Przyciągnęłam kolana do siebie i oparłam o nie głowę.
-I masz teraz na nich tu czekać? – Zapytał patrząc na mnie.
-Kazali mi. No i nie pozwolili nikomu otwierać. – Patrzył na mnie lodowato. Jeszcze do wszystkiego co dziś się stało dorzuca swoje zachowanie. Mam go dość.
-A chciałem pójść spać. A tak to muszę się tobą zajmować. – Zadrwił.
-Oczywiście, przecież mam tylko szesnaście lat. – Odburknęłam. – Zawsze się musisz czegoś czepiać. Ty chyba naprawdę nie masz uczuć w tym swoim sercu.
-Może i nie mam, to nie twój interes. – Odpowiedział mi i zaczął wstawać z łóżka. – Zaraz zadzwonię do Itachiego. – Chłopak ustał na nogach i niechcąco zamiast zdrową ręką, ruszył tą postrzeloną. Zmarszczył on czoło i zmrużył oczy. Kurde moje sumienie się włączyło. Ja tu na niego wrzeszczę, a on przecież uratował mi życie. Co za wyczucie czasu. Ja nie wiem Bóg chyba chce żebyśmy ciągle na siebie wpadali, ale nie wiem czy chce żebyśmy się tak kłócili. Mimo tego, że on był taki zawsze. To jakoś kiedyś wydawał mi się inny. Był trochę… Milszy. Nie za bardzo, ale jakoś radził sobie z przebywaniem i rozmawianiem ze mną oraz Naruto. Chłopak nadal opierał się o szafkę nocną i nie za bardzo było widać, żeby miał się ruszyć. Wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do niego. Pomogłam mu usiąść, mimo jego protestom.
-Dziękuję, że mnie uratowałeś. – Zaczęłam, kiedy uklękłam przed nim i zaczęłam układać poduszki, których miał pełno na łóżku, by jakoś usztywnić mu rękę i nie musiał jej sam utrzymywać. – Tak, tak. Teraz zaczniesz gadać, że muszę ci dziękować, bo jestem nikim. Powiesz mi, że sobie na to zasłużyłam, bo zamiast grzecznie siedzieć z tobą, jak kazał Deidara poszłam do Juna. Wiem. Jestem do niczego. Wiem jestem nikim. Wiem ufam tym, którym nie powinnam. Tyle, że wolę już Juna, który udawał miłego niż siedzieć z tobą, gdzie mnie nie szanujesz, ty w ogóle nie zwracasz uwagi na to, co mówisz, czy to kogoś obraża czy nie. – Poprawiłam do końca poduszki i wstałam. Wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół i usiadłam w dużym. Włączyłam telewizor, w którym nie znalazłam nic ciekawego. Po chwili usłyszałam, jak otwierają się drzwi, w wejściu zobaczyłam Itachiego.
-Hej. – Przywitał się lekko zdezorientowany tym, że znalazł mnie właśnie w tym pokoju. – Coś się stało? – Zapytał i wszedł do pomieszczenia. Ustał koło mnie.
-Nie. – Zaczęłam i wyłączyłam telewizor. – Sasuke się obudził i nawet zeszła mu gorączka, nie chciał już mojej pomocy, więc stwierdzałam, że pooglądam telewizję.
-O pierwszej nad ranem? – Spojrzał na zegarek. A ja wysłałam w jego stronę zły wzrok, który mówił o więcej nie pytaj. – Okej. Już się nie wtrącam. Zabieram Cię do naszej kryjówki. Musimy porozmawiać. – Oznajmił, uśmiechając się. Itachi zawsze myślał, że będzie moim szwagrem. I zawsze był z tego zadowolony, gdy zerwałam z Sasuke… Chłopak strasznie powygarniał mojemu byłemu.
-Nareszcie. – Zawołałam i wstałam.
-Tylko jeszcze wejdę do Sasuke. – Uśmiechnął się. – Trzymaj kluczyki. Wejdź już do samochodu. – Dał mi plik kluczy i skierował się na korytarz. Sama jednak poszłam na dwór i usiadłam w samochodzie na miejscu pasażera. Poczekałam kilka minut. Itachi wybiegł z domu i wsiadł do auta. Podałam mu klucz, więc za chwilę wyjechał.
-Ja nie chce się wtrącać. – Zaczął, spojrzał na mnie, ale tylko na chwilę. – Ale z Sasuke nie możecie się tak kłócić. Teraz będziecie ze sobą spędzać dużo czasu, a może i nawet współpracować.
-Nie będę z nikim współpracować. Chce tylko wiedzieć co wy do cholery robicie, ale nie chce w tym brać udziału. – Zaplotłam pod piersiami ręce i patrzyłam przed siebie. Czułam, że mogę niedługo wybuchnąć, że nie daje już rady.
-Tak się składa, że już wzięłaś w tym udział. – Odpowiedział mi.
-To, że ktoś mnie zaatakował! Porwał! I chciał zabić! Nie świadczy o tym, że brałam udział w jakiejś złej rzeczy! Na pewno nie zabijam ludzi! – Zaczęłam histeryzować, a z oczu zaczęły mi lecieć łzy.
-Spokojnie. – Chłopak pogłaskał mnie po głowie. – Ja wiem. Każdy to wie, jesteś kochana i nikomu nie zrobiłabyś krzywdy.
-Sasuke uważa, że jestem do dupy i najgorsza, więc przepraszam nie wszyscy! – Nerwy zaczęły mi puszczać.
-Ej… - Chłopak zatrzymał się na jakimś polu. Chciałam wyjść z samochodu. – Nie to nie tu. Nie wychodź. – Zatrzymał mnie. – Mam tylko jedno pytanie. Mogę? – Czekał na moją reakcje.
-No dawaj. – Oznajmiłam, ruszając bezwładnie ręką na znak pozwolenia.
-Czujesz coś jeszcze do Sasuke? – Poleciał prosto z mostu. Jakby w ogóle nie myślał o tym, że tym może jeszcze bardziej mnie zdenerwować.
-Ja… - zaczęłam. – Nie czuje nic do niego. Tylko denerwuje mnie jego charakter. Byliśmy przyjaciółmi. Wiem zawsze taki był, ale mógłby chociaż być taki jak rok temu. Teraz jak na razie nie da się z nim rozmawiać. – Powiedziałam spokojnie, aż sama się tym zdziwiłam. W środku jestem wielkim kłębkiem nerwów, a tu ze spokojem tłumaczyłam Itachiemu co denerwuje mnie w jego bracie.
-Wiesz. Tak on zawsze taki był. No i nigdy się nie zmieni. Jedyne co możesz to olewać to, co mówi, zobaczysz, że jak nie będziesz odpowiadać na to, co mówi przestanie to robić. – Chciałabym mu wierzyć na słowo, ale nie da się. Sasuke jest osobą septyczną. Tu chyba nie wystarczy olewanie go. Itachi patrzył na mnie ze spokojem i troską, widać że chce mi pomóc. Wie, że nie daje rady z napływem informacji.
-Spróbuje, ale to będzie ciężkie. On doprowadza mnie do szału. I do tego dziś mnie uratował, a moje sumienie mówi, że mam mu za to dziękować. – No i znowu wszystko zaczyna ze mnie wypływać. Powinnam nauczyć się ukrywać emocje.
-Podziękowałaś, na pewno już to zrobiłaś. – Patrzył na mnie smutno.
-Tak. Podziękowałam. – Potwierdziłam jego słowa, jakby to było potrzebne.
-A do tego wszystkiego zaopiekowałaś się nim. Nie wierze, że długo siedziałaś przy tym telewizorze. Za pewne większość czasu siedziałaś przy Sasuke i sprawdzałaś czy wszystko jest okej. A gdy się obudził i dostał swoich fochów to dopiero poszłaś. – Uśmiechnął się dodając mi tym wsparcia. -Więc spokojnie twoje sumienie może odpocząć. Ale pamiętaj, że jeśli będziecie na siebie skazani, to po prostu olej te rzeczy, które w danym momencie nie są wam potrzebne. Czyli jego przezwiska.
-Jasne. – Oznajmiłam mu.
Chłopak znowu ruszył i już się do mnie nie odzywał.

Zatrzymał się przy jakimś małym domku. Za duża rodzina to tu nie mogła mieszkać. Dom miał dwa piętra, ale był tak malutki, że nawet nie wiem czy posiadłam cztery pokoje. Jedyne co widziałam to jego wielkość, nie był on oświetlony. Wysiadł z samochodu, a ja zrobiłam to zaraz za nim. Podeszliśmy razem do drewnianych drzwi, które wydawały się nowe. Wisiał na nich jakiś wianek. W sumie nawet nie wiem jak to nazwać. Itachi zapukał. Czekaliśmy chwilę, aż otworzyła nam kobieta. Mogła mieć z czterdzieści lat. Miała brązowe włosy i smukłą sylwetkę. Na włosach miała wałki, a na sobie długi czerwony szlafrok.
-Witaj Itachi. – Powiedziała zaspana i lekko podenerwowana. – Witaj… - zatrzymała wzrok na mnie.
-Sakura, siostra Deidary. – Wytłumaczył Itachi.
-Witaj. – Odpowiedziała udając zachwyconą. – Wejdźcie już. – Wpuściła nas do środka. – Jeszcze ma zamiar ktoś przyjechać? – Zapytała już spokojnie. – Mam zamiar położyć się już spać, a nie co chwila być budzona, bo cholerny Hidan nie słyszy z tej piwnicy, że ktoś puka! – Wrzasnęła.
-Nie proszę pani. Może pani już iść w spokoju spać. – Powiedział bardzo spokojnie Itachi.
-Nareszcie. – Kobieta trzasnęła drzwiami i owijając się szlafrokiem weszła po schodach.
-No i poznałaś mamę Hidana. – Zaśmiał się chłopak podchodząc do drzwi. – Nie zawsze jest tak zdenerwowana. Zazwyczaj jest miła. Nawet czasem przynosi nam jedzenie. – Zaśmiał się i otworzył wrota do piekieł, tak właśnie kojarzyło mi się to wejście. Przepuścił mnie pierwszą w drzwiach oraz zapalił światło. Zaczęłam schodzić pod betonowych schodach. Po dwóch metrach pojawił się zakręt i właśnie za nim znajdowało się to piekło. Chłopcy oraz Konan znajdowali się w pokoju i każdy stał w swoim koncie. Wszyscy ze sobą rozmawiali. Pein i jego dziewczyna siedzieli przy laptopie, znaczy dziewczyna siedziała na biurku. Hidan razem z Kisame pisali jakieś papiery. Sasori właśnie rzucał coś Deidarze, który siedział prawie na środku pokoju na krześle. Ale oczywiście jak to on zamiast opierać się o nie plecami, siedział rozkraczony tak, że obierał się rękoma o oparcie. Zetsu i Kakuzu natomiast czytali jakieś książki siedząc na sofie w kącie.  Pokój nie był za duży. Mieściły się w nim dwa biurka, które były po lewej stronie. Dość duży stół z krzesłami naprzeciwko. W kącie znajdowała się sofa i dwa fotele. A przy wejściu były dwa regały zapchane segregatorami i papierami. Itachi oparł rękę na moich plecach i lekko mnie pchnął, tak delikatnie, że ledwo poczułam. Pierwszy zobaczył mnie Sasori, który właśnie szukał następnej rzeczy, którą mógłby rzucić Deidarze.
-O! Sakura! – Uśmiechnął się od razu. I właśnie wtedy wszyscy się mną zainteresowali. Każdy przestał wykonywać swoją czynność. Patrzyli na mnie, jakby nie wiedzieli co powiedzieć.
-No dobra, trzeba o wszystkim porozmawiać. – Wstał Pein i podszedł do stołu. Usiadł na jednym z krzeseł, zaraz za nim zrobiła to reszta. Nie każdy jednak usiadł, ponieważ nie znalazło się dla nich miejsce. Krzeseł było sześć, a ich było dziewięciu. Zostawili jedno krzesło dla mnie i nie wiem czy mam się cieszyć, czy nie stał przy nim Deidara. Itachi wyminął mnie, jakby nie miał już siły namawiać mnie do wejścia i ustał po drugiej stronie miejsca przeznaczonego dla mnie. Powoli weszłam do pomieszczenia i usiadłam na tym nieszczęsnym krześle. – Więc… - zaczął rudowłosy. – Może zacznijmy od tego co chcesz wiedzieć? – Powiedział po chwili zastanowienia. Widziałam, że każdy z nich nie wie jak zacząć tą rozmowę.
-A może Deidara po prostu jej wszystko wytłumaczy. – Wtrącił się Sasori, który siedział naprzeciwko mnie i pięknie uśmiechał się do blondyna.
-Dzięki stary. – Odezwał się za mną mój brat. – Bo… - zająknął się.
-Ale wy jesteście dzieci… - odezwałam się. – Mafia czy gang? – Zapytałam.
-Gang, bo działamy na wybranym terenie. Ale w Konosze mamy dość ciekawe gangi, który nie dają się poznać. Każdy działa na swoim terenie. I w sumie czasem robimy zadania przeznaczone dla mafii, więc nie można nas określić. A co do innych gangów to mammy z nimi ostatnio małe spięcia.
-I przez dzisiaj będzie ich jeszcze więcej. – Wtrącił się Zetsu.
-Ale nie ma się co martwić, jak na razie jesteśmy najlepszym gangiem w mieście. – Znowu powiedział z dumą Pein.
-Nawet nasz wynajmują wielkie firmy. – Pochwalił się Hidan. Każdy z nich miał coś do powiedzenia, ale dopiero po tym jak zaczęła się rozkręcać rozmowa. Przedtem to żaden nie chciał się pochwalić. Jakoś od kiedy usiadłam miałam w sobie więcej siły i odwagi. Umiałam jakoś powstrzymać moje fochy i uczucia. Wszystko miałam w środku, ale aż tak nie chciało wyjść na zewnątrz. Emocje są w środku. I tyle mi wystarczy.
-Ta.. Ale na nie trzeba uważać. Żeby nie było żadnych podejrzeń. – Dokończył ich przywódca, tak mi się bynajmniej wydawało, że właśnie Pein nim jest.
-Od kiedy to robicie? – Zapytałam znowu.
-Od dwóch lub trzech lat. – Odpowiedział mi Sasori. – A nie powiedzieliśmy ci, bo nie można rozpowiadać takich rzeczy. Wiesz to jest tajne. – Czerwono włosy oparł się o krzesło, był najbardziej wyluzowany ze wszystkich.
-Okej, a Sasuke czemu o tym wie? – Dalej ciągnęłam rozmowę.
-Bo to brat… - Pein nie dokończył, bo wiedział, że zaraz pogrąży samego siebie. I tu ich miałam. Nie powiedzieli mi, bo nie wiedzieli ja lub nie chcieli tu drugiej dziewczyny.
-Aha… - oznajmiłam.
-Ale ty jesteś dziewczyną. Młodą. Drobną. – Zaczął wymieniać zestresowany Deidara. Nawet nie dał mi dokończyć mojej wypowiedzi. Zestresował się i nie wytrzymał. – Martwiłem się i tyle. – Wypowiedział na wydechu. Deidara… Najbardziej troskliwy brat, jakiego znałam.
-Ale nie teraz o tym, już się dowiedziałaś, więc z nami po współpracujesz. – Szybko powiedział Pein, który zapewne od samego początku chciał to powiedzieć.
-Nie. – Odpowiedziałam poważnie, aż sama się zdziwiłam.
-Jak to nie?! – Wstał ze swojego miejsca. – Nie ma takiej odpowiedzi, jak nie! – Wydarł się. Pierwszy raz widziałam go w takim wydaniu. Zawsze wydawał się taki miły i spokojny, a tutaj jedno słowo wyprowadziło go z równowagi. 
------------------------------------------------------------
Wow!! Udało mi się napisać rozdział po około miesiącu! Jestem z siebie dumna! 
No i jestem pod ogromnym wrażeniem, ponieważ dwój moich obserwatorów tak się cieszy z mojego opowiadania i tak się w nie wciągnęło, że nie mogłam dać rady z mojej wielkiej radości!
A tak ode mnie, to mamy już wakacje!! W końcu! Mam nadzieje, że macie ocenki takie jakie chcieliście. I mam nadzieje, że gdzieś jedziecie w tym roku! Ja jestem na etapie dom i dom mojego taty. hhahah :)
Piszcie w komentarzach jak wam się podoba rozdział, czy są jakieś błędy i czy w ogóle jesteście zainteresowani tym opowiadanie, czy po prostu raz na jakiś czas tu wpadacie. :)
Pozdrawiam 
Viki






piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 4

Weszłam do domu. Deidary nie było ani widać, ani słychać. Przeszukałam cały dom. Zniknął. Super znowu poszedł gdzieś ze swoimi kolegami. Na stole w kuchni znalazłam kartkę z pieniędzmi.
„Idź do sklepu zrób jakieś zakupy. W lodówce jest pusto. Wrócę pewnie wieczorem, więc może zamów coś sobie na obiad.
Dei”
Normalnie kocham go. Zostawia wszystko na mojej głowie, jak zawsze. Nie chce mi się iść samej na zakupy… Sklep jest dwie przecznice stąd. Wyjęłam telefon, który zaczął dzwonić. Zdziwiłam się widząc, że to mój brat.
-No? – Zapytałam na powitanie.
-Miło cię słyszeć. – Zaczął śmiejąc się Deidara. – Zbieraj się, bo zaraz przyjadę i zawiozę cię do domu Itachiego. – Oznajmił mi.
-Po co? – Zapytałam zdziwiona tym faktem.
-Okazało się, że nie wrócę na noc. Wuj Itachiego chce naszej pomocy.
-No i co z tego, że nie wrócisz na noc? – Zapytałam spokojnie. – I dlaczego pomagacie panu Uchiha? – To wszystko w ogóle się nie układało.
-Itachi mu pomaga, a teraz potrzebuje więcej rąk do pracy, więc czemu nie zarobić? – Czułam, że te pytanie jest retoryczne, dlatego mu na nie, nie odpowiedziałam. – Nie chce zostawiać cię samej, a z Sasuke jesteś już trochę bezpieczniejsza. U nas nie ma miejsca na niego, więc idziesz do nich. Dobra zbieraj się. Pamiętaj, że jutro szkoła. – Zaśmiał się.
-Lepiej ty o tym pamiętaj. Nie jadę. – Zaprzeczyłam.
-Nie masz tu nic do gadania. Będę za pięć minut. – Rozłączył się nie dając mi już nic powiedzieć.
Nie mając innego wyjścia wzięłam torbę, do której włożyłam wszystkie potrzebne rzeczy oraz plecak, w którym były rzeczy do szkoły. Usiadłam w salonie w oczekiwaniu na zbawienie, że Deidara się rozmyśli i zostanę w domu sama. Ale moje marzenie zniknęło razem z dzwonkiem do drzwi. Wstałam podeszłam do nich, gdy tylko je otworzyłam…
-No kochana! Tylko tam Sasuke nie róbcie sprośnych rzeczy. – Zaśmiał się, Sasori, który w ogóle nie wiadomo, po co wszedł do domu. Za nim nie było blondyna.
-Gdzie Dei? – Zapytałam olewając go.
-Nie mógł przyjechać, więc jestem ja! – Zawołał. – No chodź, jedziemy. – Wziął ode mnie rzeczy poszedł do samochodu. Jego samochód nie wyglądał tak pięknie, jak Deidary czy Itachiego. Był pospolity. BMW to wiem, bo widzę znaczek. Ale wygląda na dość zwykłe auto. Usiadłam na miejscu pasażera, a chłopak odłożył rzeczy do bagażnika. Po chwili wsiadł do samochodu. 
-No to co? – Cały czas się uśmiechał. Mając w głowie złe myśli, ja to wiem. – Miło dzisiaj czas spędzicie z Sasuke, co? – Zachichotał.
-Saso… - pokręciłam głową i oparłam się o szybę.
-Będziecie sami. Więc nie wiadomo, co wam do głowy przyjdzie. 
-Na pewno nie to, o czym myślisz. - Wybuchł śmiechem. 
-Skąd znasz moje myśli? 
-Bo wy wszyscy jesteście zboczeńcami. Wszyscy oprócz Itachiego. – Zerknęłam na niego. Chwile się zastanawiał.
-Itachi? On też jest zboczony. – Spojrzał na mnie i zatrzymał samochód. – No jesteśmy na miejscu. – Wysiadł i poszedł od razu do bagażnika. Zrobiłam to, co on i zabrałam od niego rzeczy. – Miłej zabawy dzieciaki. Sasuke nie zgwałć jej! – Krzyknął w stronę drzwi. Dopiero teraz zorientowałam się, że stoi tam czarnowłosy. Zaczęłam iść w stronę jego domu, gdzie droga pomiędzy bramą, a drzwiami była wielka. Po co ktoś tak daleko buduje dom? Kiedy już dotarłam do chłopaka, patrzył na mnie tym swoim wzrokiem, który nie pokazywał żadnych emocji. 
-Hej. – Przywitałam się. 
-Hej. – Odpowiedział wpuszczając mnie do środka. – Nie wiem, jakim cudem się na to zgodziłaś. 
-A miałam wyjście? 
-Zawsze jest jakieś wyjście. – Zaśmiał się. – Jadłaś obiad? – Zapytał. Czułam się jakby był moją niańką.
-Nie. Od razu po powrocie do domu dostałam piękny telefon o przyjeździe tu. –Wrzuciłam swoje rzeczy na fotel w dużym pokoju i weszłam do niego głębiej. 
-Nessi zostawiła coś dla mnie i Itachiego, więc spokojnie się najesz. Zaraz wrócę. – Odwrócił się na pęcie i wyszedł z pokoju. Jak na gościa, który jest chamski i nie miły, zachowuje się dość miło. W ogóle nie przejmuje się tym, że przeszliśmy dziś dziwną rozmowę na temat chodzenia. Po co ja sobie to przypomniałam… Teraz nie będę mogła z nim normalnie rozmawiać. O co mu chodziło. Czemu w ogóle mi je zadał. To nie jest w jego stylu. Zazwyczaj to dziewczyny latają za nim. Może naprawdę się w kimś zakochał? Wyciągnę to z niego. Mam przecież na to całe popołudnie i wieczór. Poczułam piękny zapach spaghetti. Uwielbiam je. Do pokoju wszedł czarnowłosy z tacą, na której były dwa talerze, napój i dwie szklanki. Postawił to na stoliku, który na ostatniej imprezie wypełniony był alkoholem oraz narkotykami. Usiadł koło mnie. Jedliśmy w ciszy, nikt się nie odzywał. Nie miałam chęci zaczynać jakiegoś tematu, bo od razu by zaczął na mnie naskakiwać. Gdy skończyliśmy Sasuke włączył telewizor, na którym przewijał kanały. Znalazł ten, który chciał, czyli muzyczny i zostawił pilot w spokoju. Rozłożył się na kanapie i patrzył na jakieś laski i ich wielkie cycki w teledysku. Wyjęłam z torby biologię z zeszytem i zaczęłam się uczyć. Nie interesowało mnie to co sobie pomyśli, chce być w przyszłości lekarzem i nikt mi tego nie zabroni. Po jakimś czasie poczułam na policzku jego oddech. Zerknęłam w jego stronię. Patrzył chwilę na mnie, a potem na zeszyt. 
-Ty tak na serio chcesz być tą lekarką? Myślałem, że ci przeszło. – Zapytał i spojrzał na mnie. Każdy wiedział, że chce być lekarzem i można było to wywnioskować z mojego zeszytu. Nie było w nim nic czego w tym momencie się uczymy. Jestem dwa lata do przodu z nauką z biologii. 
-Nadal. Co się nie podoba? – Odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się. Oddzielały nasz może dwa centymetry. Z matmy nigdy nie byłam dobra.
-Ależ skądże. – Także się uśmiechnął. – Miałaś tam, gdzie ty tam byłaś… No wiesz.
-W Ameryce. – Skończyłam za niego.
-No. Miałaś tam chłopaka? – Zapytał. I fala wspomnień objęła mnie. Chodziłam z Sasuke przed wyjazdem. Zerwałam z nim przez jego zdrady, dla niego liczył się tylko sex, a ja nie miałam chęci go uprawiać.
-Ależ oczywiście. – Uśmiechnęłam się chytro. Zwróciłam wzrok z powrotem do książki.
-Ach tak? – Chłopak przeciągnął się. Oparł o kanapę i patrzył na mnie. – Jaki był? – Widać z jego twarzy, że bardzo go to interesuje.
-Więc… – odłożyłam książki na stół. Odwróciłam się w jego stronę siadając z krzyżowanymi nogami, ten odwrócił tylko bardziej głowę. – Wysoki. – Spojrzałam na sufit jakbym czegoś szukała. – Ponad dwa metry. – Skwitowałam zerkając znowu na chłopaka. – Wysportowany. – Wyliczałam wszystko na palcach. – Ciemna karnacja. Ciemne włosy. A… - Udałam jakby mi się coś przypomniało. Szybko z ekscytacją załapałam chłopaka za rękę. – Gra w kosza jak ty! Jest w drużynie z Ameryki.
-Jakiej? – Zapytał mało się przejmując. 
- W reprezentacyjnej. – Skwitowałam.
-Rezerwowy? – Nadal pytał.
-Nie! – Krzyknęłam. – Skrzydłowy. Nazywa się Aomine Daiki. – Uśmiechnęłam się. Sasuke ledwo utrzymał swoją poważną twarz. W końcu zauważyłam na jego twarzy zmieszanie i zdziwienie. Chodź tak bardzo próbował tego nie pokazać.
-Kłamiesz. – Prychnął. – Kto by chciał taką deskę. – Poprawił się na kanapie.
-Ej! Chce przypomnieć, że ty mnie wybrałeś! – Zawołałam.
-Dawno i nie prawda. – Uśmiechnął się chytrze.
-Cham! – Cisnęłam w niego poduszką i wyszłam z pokoju. Skierowałam się w lewo. W sumie to przed wyjściem z pokoju mogłam zapytać gdzie mają kuchnię. Ale mój instynkt wygrał idąc cały czas prosto wylądowałam w pomieszczeniu. Wielkie. Pełno szafek, z wyspą na środku. Po mojej lewej stół, na którym powinno się jadać, a po lewej drzwi. Już nie byłam taka wścibska i nie sprawdzałam co za nimi się znajduje. Zauważyłam dwie butelki z wodą na blacie. Podeszłam do nich i po sprawdzałam z dziesięć szafek, aż w końcu znalazłam upragnioną szklankę.
-No widzę, że Deidara uświadomił, że możesz się tu czuć jak w domu. – Usłyszałam za sobą. Zerknęłam za siebie. Chłopak stał w wejściu. 
-Nie. – Otworzyłam butelkę. – Ale umiem sobie sama nalać wody. – Wzięłam napełnioną szklankę. Odwróciłam się, a chłopak stał krok ode mnie.
-Brawo. Dziecko nauczyło się być samodzielne. – Zakpił
-Och dziękuję za pochwałę. – Sasuke przybliżał się do mnie coraz bliżej. W końcu wylądowałam w jego pocałunku. Powinnam to zatrzymać, ale zawsze uwielbiałam te jego namiętne, a za razem nachalne uczucie. Usadził mnie na blacie. Sakura uspokój się, powtarzałam sobie w myślach. Złapałam chłopaka za barki i odciągnęłam od siebie.
-Nie mogę. Sasuke, nie jesteśmy razem. – Spojrzałam w bok i zakryłam usta dłonią. –Ja nie jestem taka. Nie chce całować się z byle kim.
-Dzięki za określenie mnie. – Odszedł ode mnie o krok z miną, jakby zaraz miał się na mnie rzucić z nożem. 
-Nie. Nie chodzi o to. Po prostu… Nie jesteśmy razem. Nie będziemy. Więc…
-Taka jak dawniej. Nic się nie zmieniłaś. – Oparł się o blat z wyspy. – No to jak tam było z Twoim wymyślonym chłopakiem? 
-Nie wymyśliłam go! – Zdenerwowałam się.
-No jasne. – Zerknął na ogród przez okno. 
-Ale ty jesteś denerwujący. – Zeszłam z blatu i zabrałam szklankę z wodą. Wróciłam na poprzednie miejsce. Usiadłam jednak na podłodze, ponieważ stolik był niski. Rozłożyłam książki i zeszyt. Zaczęłam odrabiać prace domową. Sasuke przechodząc przez pokój burknął, że idzie do siebie. 
Po długiej nauce, ponieważ była już dwudziesta, a zaczęłam o szesnastej. Dawno tak długo się nie uczyłam. No ale chociaż raz będę przygotowana na lekcje. Wstałam chowając książki, poszłam na górę z nadzieją znalezienia łazienki. Idąc do upragnionego miejsca minęłam otwarte drzwi do pokoju, w którym siedział Sasuke. Grzebał coś w komputerze, a w koło niego leżało pełno książek. Weszłam po cichu i zaczęłam patrzeć jak ze skupieniem czytał coś, a później wpisywał do komputera. Dotarłam do biurka. 
– Jeszcze takiego skupionego to cię nie widziałam. - Chłopak szybko odwrócił się przy tym zrzucając książkę. Podniosłam ją. Książka z przedsiębiorstwa. Czarnowłosy szybko wyrwał mi ją z ręki. – Ty i matma? 
-To nie matma. 
-Ale jakieś połączenie z tym jest. 
-Nie twój interes. –Odburknął. Odłożył książki na jedną gromadkę. Wyłączył monitor.
-Przecież jesteśmy na profilu ogólnym. 
-Nie chce przypominać, że tylko taki profil w naszym liceum jest. Masz trzy klasy, które mają ten sam profil. – Odburknął i odkręcił się na krześle w moją stronę. Ja plecami oparłam się o biurko.
-Masz już jednak jakieś plany. – Spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Chce firmę po wuju. Jeśli Itachi nie będzie tego godzien. 
-I dlatego próbujesz się czegoś uczyć o zarządzaniu firmy? – Zapytałam podając książkę, która leżała koło mnie. Zabrał ją i odłożył do reszty.
-Tak. Jeśli będę lepszy od Itachiego, wszystko będzie dla mnie. On i tak już ma zarobek na życie.
-Jaki niby? – Spytałam, przekręcając się w stronę biurka i opierając łokciami o nie.
-Pracuje już, jak całe Aka.
-Dei nie pracuje. – Poprawiłam go. Chłopak zmieszał się, jakby właśnie coś wydał.
-Wiem tylko, że większość Aka pracuje, myślałem, że wszyscy. Dei może nie. Ale w sumie robią też czasem coś dla firmy wuja. Więc kasa zawsze im wpada. – Był jakby przejęty.
-Ale ty też coś znajdziesz, nawet jeśli to nie będzie firma wuja. Jesteś zbyt oschły, by czegoś nie dostać.
-A ty nie dostaniesz nic, bo kto by taką płaską chciał.
-Jeny! Ty znowu o tych cyckach. – Oburzyłam się. Sasuke patrzył na mnie jakby chciał coś ode mnie usłyszeć. – Wiesz… - podciągnęłam się i usiadłam na biurku. – Czasem, gdy byłam w Ameryce zastanawiałam co w tym momencie właśnie robicie. Myślałam nad tym czy w ogóle o mnie pamiętacie.
-Ja nie pamiętałem. Po co mi o takim kurduplu pamiętać. 
-A ja tęskniłam. – Wygłosiłam mu. Zeszłam z biurka i wróciłam do szukania łazienki. Znalazłam ją dość szybko, ponieważ nie byłam tu pierwszy raz. Lecz z piętnaście drzwi na jednej stronie holu to o wiele za dużo. Usiadłam na wannie i po prostu mnie roznosiło. Co on sobie myśli, że może mnie tak traktować? Zawsze był chamski, ale ostatnio przechodzi sam siebie. Ciągle tylko: „Jesteś płaska”, „po co za tobą tęsknić”. Idiota! Po co ja w ogóle się nim przejmuje. Jest taki, jaki był. Nie wiem co ja kiedyś w nim widziałam. Zawsze liczył się on, a to Naruto pomagał mi w złych sytuacjach. On jedynie zajmował się gwiazdorzeniem w szkole. Pomyśleć, że muszę zostać tu na noc. Choć w sumie mogę się wymknąć, kto mi zabroni. Zadzwonię do chłopaków, może gdzieś wyjdą. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Napisałam do Juna i już za chwilę dostałam odpowiedź. Szybko ubrałam kurtkę i wyszłam z domu. 
-Gdzie ty się wybierasz? – Poczułam jak Sasuke łapiąc mnie za nadgarstek przekręca w swoją stronę. 
-Wychodzę. Nie zabronisz mi tego. – Uśmiechnęłam się i wyrwałam rękę z uścisku.
-Nie możesz. –Zaczął.
-Nie jesteś moim opiekunem. Mogę robić, co chce. 
-Zadzwonię do Deia. -  Nastraszył mnie.
-No i co on zrobi? Przyjdzie tu i mnie zatrzyma? Nie przyjedzie, bo ma jakąś robotę. – Uświadomiłam mu jadowitym tonem.
-Ej! Nie takim tonem! Co ty sobie wyobrażasz? Jesteś rozpieszczonym bachorem! Deidara jest dla Ciebie za miły! – Wydarł się na mnie i szarpnął, wpychając do domu. Wkurzył się i to nie byle jak. Jego oczy płonęły. – Myślisz, że wszystko Ci wolno, bo nie ma tu twoich rodziców i Deidary?! Kurwa on cię zostawił pod moja opieką! Jak ci się coś stanie to mnie zabiją! Możesz być córeczką mamusi czy tatusia. Gówno mnie to obchodzi, tu jesteś jedynie Sakurą! Moją byłą dziewczyną, której nigdy nie lubiłem. – Słuchałam go. Nic tak bardzo mnie nie zszokowało jak ostatnie zdanie. Rozszerzyłam oczy. Gdy on trzymał mój nadgarstek i z furią wypowiadał słowa. Łzy zaczęły nalatywać mi do oczu. Nie przez to, że na mnie krzyczał. Do tego jestem przyzwyczajona. Ale stwierdził, że nigdy mnie nie lubił. Po roku bycia razem, od razu mnie nie lubi. Tak myślałam, że jest ze mną byle tylko mnie zaliczyć. Jak dobrze, że się nie dałam. Wyrwałam rękę z jego uścisku i pobiegłam na górę. Wiedziałam dobrze, jaki pokuj dostanę, zawsze ten sam. Były tam już moje rzeczy, za pewne Sasuke je przeniósł, gdy się uczyłam. Zamknęłam drzwi na klucz i od razu wylądowałam na podłodze z płaczem. Co za typ! Nie chce już nikogo znać w tym mieście. Mam wszystkich po dziurki w nosie. Wyjęłam telefon i wykręciłam numer do Deidary. Wiem, nie powinnam od razu się skarżyć, ale bycie tu przez noc nie jest najlepszym rozwiązaniem dzisiaj. Długo czekałam zanim odbierze, ale zrobił to.
-Coś się stało? – Od razu przeszedł do pytania. Bez żadnego „Hej” „Po co znowu dzwonisz?”.
-Dei, dlaczego nie mogę nocować w domu? – Zapytałam próbując wstrzymać płacz. 
-Mówiłem ci, że nie jest mi to na rękę, jak ci się coś… 
-Ale nic mi się nie stanie. Dlaczego tak mnie pilnujesz? Rodzice nic ci nie zrobią, że zostawiłeś mnie samą w domu. Przecież pracujesz. – Mówiłam to z trzęsącym się głosem. Zapewne już wywnioskował, że płaczę.
-Sakura… - zaczął spokojnie i bardzo miło. – Tu chodzi o moje sumienie. Gdybyś była sama w domu nie mógłbym normalnie myśleć o tym, co robię. A teraz powiedz mi czemu płaczesz.
-Chłopacy to dranie, razem z tobą. Wracam do domu. – Rzuciłam mu słuchawką. Wzięłam torbę na ramię i wyszłam z pokoju. Sasuke nie było nigdzie widać. Wyszłam cicho z domu i skierowałam się na przystanek. I znowu ta sama bajka siedząc w autobusie płakałam. Czemu zawsze wychodząc od tego idioty ryczę. Mogłam się tego spodziewać, że chciał mnie przelecieć i tyle. Ale jak on potrafił tak to maskować. Przecież będąc z kimś przez rok nie da się udawać. To jest za długo! Poczułam, że dzwoni telefon. Wyjęłam go i odebrałam.
-Sakura prosiłem cię byś została u Sasuke. Możesz chodź raz mnie posłuchać?! – Wydarł się.
-Przykro mi jestem rozpieszczonym bachorem. Nie umiem się słuchać. – Skwitowałam.
-Sasuke znowu się z tobą kłócił? – Zapytał.
-Nie. Powiedział, za dużo słów w jednej wypowiedzi. – Wysiadłam z autobusu i zaczęłam iść w stronę domu. 
-Gdzie jesteś? – W ogóle zmienił temat. 
-Zaraz będę w domu. – Odpowiedziałam.
-Nie możesz iść do domu! Błagam cię wracaj do Sasuke. – Był zdezorientowany, jakby jego plany zostały po prostu zniszczone. Chociaż w sumie zostały. Przeze mnie.
-Ale dlaczego?! – Wrzasnęłam.
-Bo mamy robotę od Uchihy, która jest tajna i robimy ją u nas. – Odpowiedział.
-Super nawet do domu nie mogę wrócić. – Zaśmiałam się nerwowo. – To ja pójdę do Juna. Do Sasuke nie wracam. 
-Jakiego Juna? – Zapytał zdziwiony. Usłyszałam w jego słuchawce jak chłopaki coś szepczą. 
-Ej to ten od czarnych kruków! – Wrzasnął któryś. 
-Jakie czarne kruki? – Zapytałam.
-Umówiłaś się z nim? – Zapytał, olewając moje pytanie. 
-Tak, zaraz po mnie przyjedzie. Ale o co chodzi z tym czarnymi krukami? –Spróbowałam znowu.
-Wracaj do domu. A ja po ciebie idę. – Zaczął Deidara. 
-Ale..
-Nie rozłączaj się. Chce cię słyszeć.
-Dei. O co tu chodzi? – Nadal próbowałam się czegoś dowiedzieć. Przy mnie pojawił się czarny samochód. 
-Hej Sakura. – Jun otworzył drzwi i do mnie wyszedł.
-Hej. – Odpowiedziałam mu.
-Sakura do kogo mówisz? – Usłyszałam Deia.
-Muszę kończyć, mam lekcje do zrobienia. – Skłamałam, próbowałam jakoś nie powiedzieć mu o tym, że chłopak już przyjechał.
-Jeśli przyjechał Jun, to proszę udaj, że się ze mną rozłączyłaś. Nie jedź z nim nigdzie. Czekaj tam na mnie. Błagam zrób o co proszę. – Jego głos był roztrzęsiony i błagalny. Nie potrafiłam mu odmówić. Był zdruzgotany i martwił się o mnie. Ale dlaczego…
-Okej… Pa. – Udałam, że rozłączyłam się z chłopakiem. 
-Z kim rozmawiałaś? – Zapytał spokojnie Jun i zabrał ode mnie torbę. 
-Dei. Pytał tylko czy wszystko okej. 
-Mówiłaś mu, że ze mną jedziesz? – Zapytał zerkając na mnie z pod bagażnika. Po co mu ta wiadomość.
-Nie. Myśli, ze jestem u Sasuke. 
-No to świetnie. Jedziemy? – Zamknął bagażnik i otworzył mi drzwi pasażera.
-Poczekajmy chwilkę. Trochę mi nie dobrze. – Próbowałam przedłużyć rozmowę, jak prosił mnie brat. 
Jun spojrzał na mnie wyczekująco. Usłyszałam jakiś tupot nóg. Chłopak odwrócił się w tamtą stronę. Deidara z Sasorim biegli tu jak tylko szybko mogli.
-Powiedziałaś mu! – Wrzasnął Jun i do mnie podbiegł. Złapał mnie za ramiona i wrzucił do samochodu.  Wleciałam na siedzenie i uderzyłam głową w skrzynie biegów. Po chwili wyprostowałam się i chciałam wyjść z auta, ale chłopak już siedział na miejscu kierowcy i odjeżdżał. – A chciałem to zrobić spokojnie i bez bójek. – Zaczął, ale za chwilę zmienił temat. - Okłamałaś mnie. 
– Wy wszyscy mnie okłamujecie. Ja nie wiem, co tu się dzieje. – Zaczęłam.
-I nie musisz. I tak to już twój koniec. – Kierował samochodem jak szalony. Jeszcze tak szybko nigdy nie jechałam. – Byłaś tak naiwna, że zadzwoniłaś po mnie, gdy nie było Deidary, a twoim opiekunem był były chłopak, którego nienawidzisz. – Śmiał się ze mnie. Z mojej głupoty, że zaufałam komuś takiemu. - Wszystko ułożyło się pięknie. Pojedziesz teraz ze mną i powiemy twojemu bratu, że chcemy okup. 
-Pieniądze da ci bez problemu, więc czemu to niby ma być mój koniec. – Obięłam się rękoma. Poczułam w kieszeni telefon. Przecież Dei nadal nas słyszy. 
-Bo to nie wszystko. Okup to okup, ale będzie potrzeba też nam rozrywki. Ty będziesz jedną z nich. A drugą będzie zlikwidowanie Akatsuki. 
-Rozrywką? – Zapytałam przełykają ślinę. Czułam już o co mu chodzi, ale chciałam przedłużyć rozmowę. Chciałam w ogóle rozmawiać, by Deidara wiedział, że cały czas żyje.
-No wiesz.. Mimo wszystko jesteś dziewczyną. Może nie masz za dużych cycków. Ale zawsze to dziewczyna. – Uśmiechnął się i zerknął na mnie.
-A… gdzie mnie teraz zabierasz? – Zapytałam. Może będzie takim idiotą i odpowie.
-A to słodka tajemnica. – Uśmiechnął się szyderczo. – A czemu… Nie rozłączyłaś się z nim! – Wrzasnął i zatrzymał samochód. Złapał mnie za nadgarstki i usiadł na mnie okrakiem. Gdzie masz ten telefon? – Jego oczy były w furii. Gorszej niż Sasuke. Patrzył na mnie i czekał na odpowiedź. Wyjrzałam przez okno. Byliśmy na starych fabrykach. Kiedyś chodziłam tu z Deidarą żeby bawić się w chowanego. 
-Może bawi się z tobą w chowanego. – Uśmiechnęłam się. – W dzieciństwie często ludzie się w to bawią, więc może wróćmy do tych czasów? 
Chłopak zdenerwował się i uderzył w mój policzek. Deidara proszę zrozum moją aluzje. Błagam. Jun zaczął mnie dotykać szukając telefonu. Nie zrobię już nic. Znalazł. Wyjął go i przyłożył do ucha, wracając za kierownicę. 
-Witam drogiego Deidarę. – Znowu ruszył. Ale nie za daleko. Usłyszałam huk otwieranych drzwi fabryki i samochód. Jeden zablokował nam drogę z przodu, a drugi z tylu. Z budynków wyszły trzy osoby. Nie widziałam sylwetek. Ale Jun nie był zadowolony. Szybko przeszedł na moją stronę. Złapał za włosy i nadgarstek. Wypchnął przez drzwi i ustał ze mną. Po chwili dopiero poczułam, że przystawia mi coś do głowy. Zerknęłam. Pistolet. Przełknęłam ślinę, to będzie mój koniec.

-------------------------------------------------------------------
No i udało się!
Takiej weny dziś dostałam, że w ogolę pozmieniałam to co chciałam napisać. Ale jest dobrze!
Mam nadzieje, że będzie się wam podobać. No i czekam na waszą opinię. :)
Już niedługo koniec nauki. Teraz tylko poprawa ocen na jak najlepsze. I w piątek koniec :)
Mam nadzieje, że macie takie oceny jakie chcieliście. 
Pozdrawiam 
Viki