wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 5

Stałam jak wryta. Nie wiedziałam czy się ruszyć, czy nie. Raczej opcja druga była bardziej bezpieczna. Chłopak na początku trzymał mnie za włosy, dopiero po chwili je puścił i złapał moje nadgarstki.  Patrzyłam na wszystko z przerażeniem.  Z samochodów wyszło kilka osób, tak samo z fabryk. Nie widziałam kim byli. Mieli na sobie czarne płaszcze z kapturami, więc nie mogłam zauważyć ich twarzy. W sumie, nawet jeśli mieli by zdjęte kaptury to jest zbyt ciemno, żeby ujrzeć cokolwiek ze szczegółami. Ludzie w płaszczach nie podeszli do nas zbyt blisko. Ustali od nas na około pół kilometra. Dopiero teraz zauważyłam, jaka cisza stała się po tym jak się pojawili. Jedyne co było słychać to Juna i mój oddech. Jego był ciężki i płytki. Oddychał tak za pewne ze zdenerwowania, tym że ktoś złapał go na gorącym uczynku i nie za bardzo wie co ma zrobić. Ja byłam wystraszona, łzy same płynęły mi z oczu i rozmazywały mi i tak słaby obraz.
-Akatsuki… - usłyszałam jak Jun zaczyna mówić. – Jak miło, że przyszliście. Czy macie ten sam skład, jak w szkole? Czy może nie każdy należy do gangu? – Zaśmiał się. – Jest jej braciszek?! – Wszystko wykrzykiwał z wielką furią. – Co może mi nawet nie odpowiecie?! Frajerzy! Boicie się i tyle! – Poczułam, jak z wściekłością wciska mi broń w głowę. Moje oczy jakby szukały miłego punktu zaczepienia. Przeszukiwały wszystko co możliwe, zatrzymywały się na chwilę na każdym w płaszczu, jakby chciały sprawdzić, czy to ktoś znajomy, czy ma jakiś znak szczególny. W końcu im się udało, zatrzymały wzrok na jednym z nich. Z pod kaptura było widać fioletowe włosy Konan. Jak bardzo bym chciała, żeby to była prawda i była to właśnie ona. – Nie milczcie tak, bo będę strzelał! – Szarpnął mną, tak że ledwo zdążyłam utrzymać się na nogach, by nie upaść. A pistolet jeszcze bardziej przycisnął do mojej głowy. Zamknęłam oczy, przez które wyleciało kilka kropel łez. – Okej. – Powiedział bardzo spokojnie i przyciągnął mnie do siebie. – Widać, że mało was ona interesuje. – Chłopak zaśmiał się, czułam jak jego tors się porusza. I właśnie w tej chwili wszystko się stało. Usłyszałam strzał, ale nie z pistoletu nad głową. Jedna z zamaskowanych osób przybiegła przede mną. Zachwiała się lekko, ale utrzymała na nogach. Odwróciła się w naszą stronę. Dopiero teraz zauważyłam małą część twarzy chłopaka. A raczej Sasuke. Uśmiechnął się drwiąco i złapał za nadgarstek Juna, w której trzymał pistolet. Patrzyłam na niego ze strachem. Nie wiem dlaczego, powinnam się cieszyć, że widzę znajomą osobę.
-Ja nie… - zaczął Jun.
-Nie jesteś sam. – Usłyszałam kogoś z oddali. – Wiemy to. – Jakiś chłopak za Sasuke pokazał znak i cała reszta wycelowała w jakieś punkty pistoletami. Jun znowu się zaśmiał.
-Tego też znalazłem. – Spojrzałam na dach fabryki, gdzie jeden z Akatsuki strzelił w chłopaka, którego trzymał za bluzę i zrzucił go z góry.
-Więc grzecznie puść dziewczynę. – Znowu ten sam głos, za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć kogo on jest. Właśnie w tym momencie poczułam jak ucisk na nadgarstku maleje. Nie puścił mnie do końca, lecz czułam, że mogę wyciągnąć ręce. Powoli wyjęłam jedną z nich, a Sasuke bez zastanowienia złapał za nią. Lecz nie udało mu się mnie wyciągnąć, ponieważ Jun znowu złapał mnie za drugą dłoń. Sasuke mocniej oplótł dłoń o mój nadgarstek. Zerknęłam kątem oka na sprawcę. Miał on sparaliżowaną dłoń z bronią, przez Sasuke. Trzymał on go tak, że w każdej chwili mógł wystrzelić tym pistoletem. Czarnowłosy, gdy tylko przestał, jak najmocniej ściskać mi dłoń, szarpnął ręką chłopaka i ustawił tak, że broń przyłożona była do głowy Juna. Chłopak nieco się zdziwił, ale za chwilę odezwał się.
-No i co teraz zrobisz? – Uśmiechnął się cwaniacko. – Nie strzelisz, bo koledzy z gangu ci zabronili. Znam sygnały, pokazywane ręcznie. Więc i tak mi nic nie zrobisz. – Przyciągnął mnie ku sobie. Sasuke nie dał się zwieść i jeszcze bardziej przycisnął swoją dłoń do mojej, bym tylko się nie wyślizgnęła.
-Skąd wiesz, że się ich posłucham? – Odezwał się tym swoim chamskim, nie miłym i tak zawsze denerwującym mnie głosem. Ale powiem szczerze… W tej chwili cieszyłam się, że jest przy mnie chodź ktoś, kogo znam. Mimo tego, że to był on.
-Wątpię. – Obejrzał Sasuke od góry do dołu i z powrotem. – Jesteś ranny. I tak jeszcze dość długo się trzymasz na nogach. – Dopiero po jego słowach spojrzałam na ciało Sasuke. Na ręce, którą mnie trzymał zauważyłam mieniącą się plamę, która za pewnie była właśnie po strzale. Obronił mnie. To był ten strzał, który słyszałam, ale nie wiedziałam skąd. Przybiegł i mnie obronił. Mimo tego, że tak mnie nienawidzi i mimo naszej wielkiej kłótni z przed godziny. Uratował mnie, ale nie wiadomo czy będzie miał teraz tyle siły, by zrobić to ponownie. – Może ci pomóc? – Głos Juna oderwał mnie od moich myśli.
-Nie potrzeba. – Odburknął Sasuke. – Albo ją puszczasz, albo strzelę.
-Nie puszczę. – To były ostatnie słowa, które usłyszałam z ust Juna. Po nich był strzał i szarpnięcie za lewą rękę. W jednej chwili wylądowałam na ziemi razem z czarnowłosym, który kucał, jedynie ja wylądowałam na kolanach. Jednak nie czułam się samotna i nie bałam się. Złapał mnie on w obwodzie i mocno do siebie przytulił, jakby chciał dodać mi tym otuchy. Udało mu się, jednak co jakiś czas czułam, że ciężar jego ciała coraz bardziej przywierał do mnie. Chłopak tracił świadomość, ledwo dawał sobie z tym radę.
-Kończymy to! – Usłyszałam czyjś krzyk, a zanim wiele huków od broni. Po tym podbiegła do mnie jedna osoba i złapała za ręce. Sasuke mimowolnie puścił mnie, tak delikatnie, że można by było pomyśleć, że nadal boi się o moje bezpieczeństwo. Z pod kaptura osoby, która mnie przejmowała zauważyłam blond włosy.
-Dei. – Szepnęłam z łzami w oczach. Popłakałam się. Chłopak przytulił mnie, zamknął w swoich ramionach tak, że nie czułam nic oprócz tego. – Przepraszam. – Oznajmiłam przez płacz.
-Już wszystko dobrze. – Szepnął mi. – Jesteś z nami. Bezpieczna. Już nic ci nie grozi.
-Bierzemy Sasuke, do domu. Trzeba go opatrzyć. – Z oddali słyszałam kobiecy głos, który za pewne należał do Konan. Właśnie! Sasuke jest ranny. Oderwałam się od Deia i spojrzałam za siebie. Itachi razem z Sasorim siedzieli przy Sasuke. Właśnie w tym momencie chłopcy złapali czarnowłosego pod ramiona i zabrali w stronę samochodu.
-Jeny ile ty ważysz? – Zaśmiał się Itachi, jakby chciał rozluźnić atmosferę i trochę rozśmieszyć Sasuke. Jeśli to w ogóle możliwe.
-Nic z tego Itachi. – Uśmiechnęła się Konan, która otworzyła drzwi samochodu. – Nawet ty go nie rozśmieszysz. – Chłopcy delikatnie wsadzili czarnowłosego do samochodu i zamknęli drzwi. Chłopak jednak otworzył sobie okno.
-Aż tak mnie kochasz, że nadal chcesz mnie słyszeć? – Zaśmiał się Itachi. Po chwili jednak olał zachowanie brata, który wyglądał jakby miał kogoś zamordować. Do tego wszystkiego był blady jak kartka. – Konan z nim pojedzie.
-Ja też pojadę. Nie będzie z nim sama. – Odezwał się Sasori, który opierał się o samochód.
-Nie chce wam przerywać, ale wypadałoby stąd zwiać, zanim pojawią się tu gliny. – Koło mnie i Deidary pojawił się Pein. – Mamy jeszcze kilka spraw do omówienia, a dziś to jeszcze chyba doszło pięćset. – Spojrzał na mnie, dając mi znak, że chodzi o mnie. Ja im pogmatwałam lekko sprawy. – No już ruszać się do samochodów! – Wydarł się, a wszyscy jak na komendę wstali i zaczęli zbierać się do dwóch samochodów. Hidan podbiegł do ogromnych drzwi fabryki i otworzył je, wszedł do nich. Po chwili wyjechał w już trzecim samochodzie. – Sakura pojedzie z Konan i Sasorim. Na razie nie jest nam potrzebna w naradzie. Konan. – Mówił dalej, kierując się do wyznaczonego przez siebie samochodu. Ja także zaczęłam zbliżać się do swojego. Dziewczyna wsiadająca już do auta zatrzymała się i odwróciła do swojego chłopaka. – Jak skończysz go opatrywać to razem z Sasorim macie przyjechać do naszej kryjówki. Sakura jako tako sama się wyszkoliła w medycynie i sama zostanie z Sasuke.
-Nie ma sprawy! – Krzyknęła i wsiadła w końcu do wozu. Ja zrobiłam to zaraz za nią. Sasori siedział już na miejscu kierowcy, a Konan obok niego. Ja wylądowałam przy Sasuke. Chłopak ledwo utrzymywał się w pozycji siedzącej. Czerwono włosy ruszył i razem z tym zaczęła się rozmowa pomiędzy nim, a Konan. Zerknęłam na czarnowłosego, straszliwie bujał się na siedzeniu, widziałam jak ciężko mu było utrzymać się w pozycji siedzącej. Przesunęłam się na środek i złapałam go za ramię od strony okna. Chłopak spojrzał na mnie pytająco.
-Chce tylko pomóc, widzę że ci ciężko. – Uśmiechnęłam się delikatnie. Chłopak nic nie odpowiedział. Pierwszy raz widzę, jak pozwala mi na pomoc sobie. Zawsze był tak idealny i mnie nie potrzebował. – Dziękuję. – Dodałam jeszcze.
-Nie masz za co. – Odpowiedział tak cicho, że nie wiem czy usłyszałabym to gdyby nie to, że moja głowa znajduje się niedaleko jego ust. Chłopak coraz delikatniej oddychał.  -Nie chce nic mówić, ale on nam zaraz odleci. – Odwróciłam głowę w stronę kierowcy. Sasori odwrócił swoją w moim kierunku i od razu się uśmiechnął.
-No widzę, że się pogodziliście. – Szybko zwrócił swój wzrok na drogę, przez krzyk Konan. – Zaraz będziemy na miejscu. – Spojrzałam znowu na czarnowłosego, który nie miał zamiaru się już odzywać. On nie miał już sił na nic. Zaczęłam ręką jeździć po jego ramieniu szukając rany. Wiedziałam, że chłopak nic mi nie zrobi, bo nie ma na to siły. Gdy tylko ją znalazłam złapałam jego ramię nad raną, chcąc zatamować, ale nie wyszło mi to. Dopiero teraz zauważyłam, jakiego ma on bicepsa. Szybko go puściłam i zdjęłam z siebie bluzę, która i tak już nie nadawała się do użytku. Przewiązałam ją jak najmocniej nad raną. Chłopak patrzył na mnie z zainteresowaniem.
-Jeśli boli to trudno, to chociaż jakoś cię uratuje. – Oznajmiłam dalej trzymając go za ramiona by nie spadł. Sasuke pomachał głową, nie wiem co przez to chciał powiedzieć, ale rozumiem że nie miał już siły na rozmowę. Trochę zaczął boleć mnie kręgosłup od trzymania go w pozycji siedzącej. Czarnowłosy chyba to zauważył, ponieważ drugą, zdrową ręką, która była właśnie po mojej stronie, złapał mnie za obwód i przybliżył do siebie bym się oparła.

Trzymał mnie tak, aż do podjazdu swojego domu. Sasori gwałtownie zahamował i wysiadł szybko z samochodu. Otworzył drzwi od strony Sasuke i zabrał go z pojazdu. Usadził go na plecach, jak małe dziecko na barana i wszedł do wielkiego domu Uchihów. Konan wyszła zaraz za nim i podeszła do mnie.
-Jesteś w krwi. – Oznajmiła spokojnie. Spojrzałam na swoje ubrania. Rzeczywiście, nie były one pierwszej klasy. Spodnie, które były białe miały czerwone plamy, które wcale nie wyglądały tak jakby miały tam być. Czarny crop top to już w ogóle wyglądał jak z psu gardła wyrwany. – Trzeba ci załatwić jakieś ciuchy. – Stwierdziła. Złapała mnie pod ramie i weszłyśmy razem do domu. Nie odzywałam się. W mojej głowie za dużo się działo, bym myślała teraz o zniszczonej bluzce. Dziewczyna puściła mnie dopiero w przedpokoju. Wyjęła telefon i przy tym zdjęła czarny płaszcz. – Hej Itachi. – Oznajmiła po chwili czekania. – Co ja mam zrobić z Sakurą, jak ona wygląda, jakby ją napadli. – Przepraszam chciałabym stwierdzić, że mnie napadli. W ostatniej chwili ugryzłam się w język by tego nie wypowiedzieć. – Jest cała w krwi, a nie wydaje mi się by nasza narada trwała na tyle krótko by mogła być w tych ciuchach, aż do przyjazdu Deidary. – Konan czuła się w domu Uchihów, jak u siebie. Rzuciła czarny płaszcz na fotel przy drzwiach do salonu, a sama usiadła na komodzie obok. – No dobra. Poszukam jej czegoś. Tak przyjedziemy. – Słyszałam jedynie urywki rozmowy, czyli tylko jej zdania. A chciałabym usłyszeć wszystko. Jakieś wyjaśnienie, o co tu do jasnej cholery chodzi. Dlaczego wszyscy zachowują się jakby nic się nie stało! Mam tego dość. Stałam cały czas w miejscu, w którym zostawiła mnie Konan, czyli na środku korytarza. – Chodź znajdziemy chociaż jakąś bluzkę, która będzie ci służyć jako tunika, przez dzisiejszy wieczór. – Zeskoczyła z komody i skierowała się na górę, zachęcając mnie ręką bym zrobiła to samo. Powili zaczęłam iść za nią. Weszłyśmy do ogromnego pokoju. Panował w nim idealny porządek. Naprzeciwko pod ścianą znajdowało się wielkie łóżko, po lewej stronie ogromne biurko, które było zawalone papierkami i książkami oraz leżał na nim laptop. Po prawej stronie była komoda z wielka szafa, przy której właśnie znajdowała się Konan. Na Komodzie zauważyłam dwa zdjęcia, jedno Akatsuki, a drugie Itachiego i Sasuke, gdy byli mali. Z właśnie tych zdjęć stwierdziłam, że to pokój starszego brata. Kolorystyka w tym pokoju nie powalała. Wszystko było ciemne, nawet gdy zapaliło się światło było ponuro. Ściany czarne, meble i dywan identyczne. A podłoga z ciemnego drewna. Nawet okna były zasłonięte mroczną zasłoną. Fioletowo włosa wygrzebała coś z szafy i podeszła do mnie.
-Masz pecha, że mieszkają tu sami mężczyźni.- Zaśmiała się. – Mam nadzieje, ze twoja bielizna wygląda, tak że da się ją dalej nosić.
-Konan! – Usłyszałam krzyk Sasoriego. – Ja tu sam nie dam rady!
- Już! – Odkrzyknęła mu. – Leć się umyć, a ja mu tam pomogę, potem idź do pokoju Sasuke. Wiesz gdzie jest, prawda? – Uśmiechnęła się do mnie, a ja tylko pokiwałam twierdząco głową. Dziewczyna szybko pobiegła w tylko jej znanym kierunku, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Trzymałam w ręku koszulkę i stałam bez większego celu. Jedyne co bym chciała wiedzieć, to czemu nikt nie chce mi nic wytłumaczyć? Wszystkim wydaje się, że to normalne. Nie to nie jest normalne. Nie na co dzień widzi się, jak faceci w czarnych płaszczach strzelają do gościa, który porwał jakąś dziewczynę. No ludzie, jeszcze w tym wszystkim jest mój brat. Co ja mam zrobić. On sobie gdzieś pojechał, do jakiejś kryjówki, nawet nie wiem gdzie to jest. Od kiedy to wszystko trwa i dlaczego o niczym mi nie powiedział? Dopiero okropny krzyk Sasuke obudził we mnie świadomość tego co robię. Szybko się opanowałam i poszłam w stronę łazienki. Wzięłam szybki prysznic używając pierwszych lepszych szamponów i żelów. Wyszłam do zaparowanego pomieszczenia i dopiero teraz spojrzałam w lustro. Byłam blada jak nigdy. Wytarłam ręcznikiem włosy, które były poplątane. Wzięłam jakiś grzebień leżący przy lustrze i spróbowałam je rozczesać. Udało mi się to po długiej męczarni. Ubrałam na siebie bluzkę podarowaną przez Konan. Sięgała mi do połowy ud. Nie było mi w niej komfortowo, ale nie mam zamiaru ubierać moich spodni.

Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju Sasuke. Długo musiało mi schodzić kompanie się, ponieważ cała trójka znajdowała się już w pomieszczeniu. Konan odwróciła się, gdy usłyszała, że wchodzę. Sasori robił coś jeszcze przy leżącym Sasuke.
-O… Nie wyglądasz w niej źle. – Znowu zaśmiała się dziewczyna. Ile ona ma w sobie w tej chwili radości. Co to w ogóle ma znaczyć? Przed chwilą zabili kilku typów, a tu cała promienieje. – Zostawimy cię z nim samą. – Wskazała na łóżko. – Jest w śpiączce i ma gorączkę, przez leki, które mu podałam. Wystarczy, że będziesz tu siedzieć i go pilnować. Jeśli będzie się dziać coś złego to do nas dzwoń. – Zaczęła razem z Sasorim ruszać się w stronę drzwi. – I nie otwieraj drzwi! Nikomu! – Krzyknęła na pożegnanie. Czerwono włosy już miał wychodzić, ale cofnął się. Szybkim tempem znalazł się koło mnie i mocno przytulił.
-Trochę to zajmie. Ale niedługo przyjedzie Deidara i o wszystkim ci opowie. Będziesz wiedziała już wszystko. Wytrzymaj jeszcze trochę. – Szepnął mi do ucha. – On w ciebie wierzy, ja to wiem. Więc pokaż, że jesteś silna i dasz radę. – Puścił, mnie i właśnie teraz zaczęły boleć mnie nadgarstki, złapałam za nie by rozmasować.
-Dziękuję. – Uśmiechnęłam się lekko. Chłopak nie wyszedł.
-Masz czerwone ręce. – Złapał za nie i obejrzał. – W tamtym koszyczku masz maść. – Podbiegł do niego. – I może lepiej obwiąż to bandażami. – Podał mi wszystko do ręki. – Zabieram twoje ubrania. Nie może być, żadnych podejrzanych rzeczy, które mogą wskazywać, że coś łączy cię z tą sprawą. – Wziął ubrania z komody i już wychodził, ale znowu się odwrócił. – Naprawdę… - zająknął się. – Jesteś dzielna, bo wytrzymałaś to. Teraz wystarczy, że wytrzymasz te kilka godzin, żeby wszystkiego się dowiedzieć. Dzwoń, jeśli coś się będzie dziać. Wierze w ciebie. – Zawołał i wyszedł.  Gdy zauważyłam totalną pustkę w pokoju, ponieważ w nim znajdowałam się tylko ja i śpiący Sasuke. Rozejrzałam się dookoła. Chłopak spał niespokojnie, ale Konan mówiła, że ma gorączkę, więc zapewne przez to. Usiadłam sobie na fotelu, który przesunęłam bliżej łóżka, by mieć oko na chłopaka. Przykryłam się kocem. Wzięłam bandaż i maść, które dał mi Sasori. Posmarowałam bolące nadgarstki oraz przewiązałam je bandażem. Co ja mam teraz niby robić? Pilnowanie Sasuke, jest nudne, bo śpi. Patrzyłam tak na niego przez jakiś czas. Przy tym zaczęły przypominać mi się piękne sytuacje sprzed naszych kłótni. Chodziliśmy ze sobą, każdy pytał jak to jest możliwe, bo tylko gdy nadarzyła się okazja to darliśmy się na siebie. Sasuke mnie nie szanował, każda dziewczyna mu dopieszczała oraz każda z nich potem wylądowała z nim w łóżku. W sumie w takim razie sam siebie nie szanuje. Ale to już jego życie. Wiedziałam o zdradach od samego początku, ale nie zwracałam na to uwagi, bo on już taki był. Potrzebował wrażeń, których ja mu nie dawałam. Tak ciągle jestem dziewicą i się tego nie wstydzę. Nie mam chęci robić tego z byle kim. Muszę mieć pewność, że ta osoba mnie kocha i chce tego. Sasuke taką osobą nie był i zapewne nie będzie. Chłopak zaczął się niesfornie ruszać. Wstałam i podeszłam do niego. Kucnęłam przy łóżku i dotknęłam jego czoła. Miał gorączkę, ale nie byle jaką. Był rozpalony. No to chyba jednak będzie się trzeba nim zająć. Wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni. Wlałam do miski lodowatą wodę, zaniosłam ją do pokoju. Zaczęłam szukać jakiegoś małego ręczniczka, który znalazłam w łazience. Usiadłam na łóżku przy Sasuke i zaczęłam go delikatnie dotykać zimnym ręcznikiem. Chłopak poruszył się drastycznie. Oderwałam od jego twarzy rękę. Za chwilę znowu się uspokoił, więc dalej starałam się go trochę ochłodzić. Siedziałam na łóżku po turecku chyba z dziesięć minut. Aż w końcu Sasuke się poruszył i zaczął otwierać oczy. Dalej ocierałam mu czoło. Chłopak chyba wrócił do końca do żywych i świadomych, bo od razu złapał mnie za rękę.
-Co robisz? – Zapytał od razu. Nadal cicho, jakby nie mógł głośniej.
-Kazali mi się tobą zająć, a dostałeś takiej gorączki, że twój organizm sam nie dawał rady. – Wytłumaczyłam się mu jak dziecko.
-Okej. Możesz już mnie zostawić. – Stwierdził puszczając moją rękę. Wstałam z łóżka. Zabrałam miskę z wodą oraz ręcznik, odłożyłam to na stolik koło łóżka, a sama usiadłam na przesuniętym fotelu. – Jeszcze pół naga łazi mi po domu. – Spojrzał na mnie od góry do dołu. Powoli próbował usiąść, wyszło mu to po chwili. Widać było, że nie czuje się jeszcze za dobrze, ale jest już na tyle silny żeby już pokazać, że nie potrzebuje nikogo pomocy. Zacisnął on zęby i zmrużył oczy, podnosząc się. Rękę trzymał sztywno, ale za pewne nadal go bolała. Cały czas był blady i spocony. Gorączka wciąż go trzymała, ale już nic nie mogłam na to poradzić. – A tamci jeszcze nie skończyli narady? Która jest godzina? – Zapytał, gdy tylko udało mu się usiąść. Spojrzałam na zegarek, który leżał na komodzie. Dobijała już pierwsza nad ranem.
-Zaraz będzie pierwsza. – Wróciłam na swoje miejsce i przykryłam się kocykiem.
-Super. – Przeczesał swoje włosy. – Jutro do szkoły sobie nie pójdziesz.
-I tak bym nie umiała myśleć na lekcjach. – Przyciągnęłam kolana do siebie i oparłam o nie głowę.
-I masz teraz na nich tu czekać? – Zapytał patrząc na mnie.
-Kazali mi. No i nie pozwolili nikomu otwierać. – Patrzył na mnie lodowato. Jeszcze do wszystkiego co dziś się stało dorzuca swoje zachowanie. Mam go dość.
-A chciałem pójść spać. A tak to muszę się tobą zajmować. – Zadrwił.
-Oczywiście, przecież mam tylko szesnaście lat. – Odburknęłam. – Zawsze się musisz czegoś czepiać. Ty chyba naprawdę nie masz uczuć w tym swoim sercu.
-Może i nie mam, to nie twój interes. – Odpowiedział mi i zaczął wstawać z łóżka. – Zaraz zadzwonię do Itachiego. – Chłopak ustał na nogach i niechcąco zamiast zdrową ręką, ruszył tą postrzeloną. Zmarszczył on czoło i zmrużył oczy. Kurde moje sumienie się włączyło. Ja tu na niego wrzeszczę, a on przecież uratował mi życie. Co za wyczucie czasu. Ja nie wiem Bóg chyba chce żebyśmy ciągle na siebie wpadali, ale nie wiem czy chce żebyśmy się tak kłócili. Mimo tego, że on był taki zawsze. To jakoś kiedyś wydawał mi się inny. Był trochę… Milszy. Nie za bardzo, ale jakoś radził sobie z przebywaniem i rozmawianiem ze mną oraz Naruto. Chłopak nadal opierał się o szafkę nocną i nie za bardzo było widać, żeby miał się ruszyć. Wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do niego. Pomogłam mu usiąść, mimo jego protestom.
-Dziękuję, że mnie uratowałeś. – Zaczęłam, kiedy uklękłam przed nim i zaczęłam układać poduszki, których miał pełno na łóżku, by jakoś usztywnić mu rękę i nie musiał jej sam utrzymywać. – Tak, tak. Teraz zaczniesz gadać, że muszę ci dziękować, bo jestem nikim. Powiesz mi, że sobie na to zasłużyłam, bo zamiast grzecznie siedzieć z tobą, jak kazał Deidara poszłam do Juna. Wiem. Jestem do niczego. Wiem jestem nikim. Wiem ufam tym, którym nie powinnam. Tyle, że wolę już Juna, który udawał miłego niż siedzieć z tobą, gdzie mnie nie szanujesz, ty w ogóle nie zwracasz uwagi na to, co mówisz, czy to kogoś obraża czy nie. – Poprawiłam do końca poduszki i wstałam. Wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół i usiadłam w dużym. Włączyłam telewizor, w którym nie znalazłam nic ciekawego. Po chwili usłyszałam, jak otwierają się drzwi, w wejściu zobaczyłam Itachiego.
-Hej. – Przywitał się lekko zdezorientowany tym, że znalazł mnie właśnie w tym pokoju. – Coś się stało? – Zapytał i wszedł do pomieszczenia. Ustał koło mnie.
-Nie. – Zaczęłam i wyłączyłam telewizor. – Sasuke się obudził i nawet zeszła mu gorączka, nie chciał już mojej pomocy, więc stwierdzałam, że pooglądam telewizję.
-O pierwszej nad ranem? – Spojrzał na zegarek. A ja wysłałam w jego stronę zły wzrok, który mówił o więcej nie pytaj. – Okej. Już się nie wtrącam. Zabieram Cię do naszej kryjówki. Musimy porozmawiać. – Oznajmił, uśmiechając się. Itachi zawsze myślał, że będzie moim szwagrem. I zawsze był z tego zadowolony, gdy zerwałam z Sasuke… Chłopak strasznie powygarniał mojemu byłemu.
-Nareszcie. – Zawołałam i wstałam.
-Tylko jeszcze wejdę do Sasuke. – Uśmiechnął się. – Trzymaj kluczyki. Wejdź już do samochodu. – Dał mi plik kluczy i skierował się na korytarz. Sama jednak poszłam na dwór i usiadłam w samochodzie na miejscu pasażera. Poczekałam kilka minut. Itachi wybiegł z domu i wsiadł do auta. Podałam mu klucz, więc za chwilę wyjechał.
-Ja nie chce się wtrącać. – Zaczął, spojrzał na mnie, ale tylko na chwilę. – Ale z Sasuke nie możecie się tak kłócić. Teraz będziecie ze sobą spędzać dużo czasu, a może i nawet współpracować.
-Nie będę z nikim współpracować. Chce tylko wiedzieć co wy do cholery robicie, ale nie chce w tym brać udziału. – Zaplotłam pod piersiami ręce i patrzyłam przed siebie. Czułam, że mogę niedługo wybuchnąć, że nie daje już rady.
-Tak się składa, że już wzięłaś w tym udział. – Odpowiedział mi.
-To, że ktoś mnie zaatakował! Porwał! I chciał zabić! Nie świadczy o tym, że brałam udział w jakiejś złej rzeczy! Na pewno nie zabijam ludzi! – Zaczęłam histeryzować, a z oczu zaczęły mi lecieć łzy.
-Spokojnie. – Chłopak pogłaskał mnie po głowie. – Ja wiem. Każdy to wie, jesteś kochana i nikomu nie zrobiłabyś krzywdy.
-Sasuke uważa, że jestem do dupy i najgorsza, więc przepraszam nie wszyscy! – Nerwy zaczęły mi puszczać.
-Ej… - Chłopak zatrzymał się na jakimś polu. Chciałam wyjść z samochodu. – Nie to nie tu. Nie wychodź. – Zatrzymał mnie. – Mam tylko jedno pytanie. Mogę? – Czekał na moją reakcje.
-No dawaj. – Oznajmiłam, ruszając bezwładnie ręką na znak pozwolenia.
-Czujesz coś jeszcze do Sasuke? – Poleciał prosto z mostu. Jakby w ogóle nie myślał o tym, że tym może jeszcze bardziej mnie zdenerwować.
-Ja… - zaczęłam. – Nie czuje nic do niego. Tylko denerwuje mnie jego charakter. Byliśmy przyjaciółmi. Wiem zawsze taki był, ale mógłby chociaż być taki jak rok temu. Teraz jak na razie nie da się z nim rozmawiać. – Powiedziałam spokojnie, aż sama się tym zdziwiłam. W środku jestem wielkim kłębkiem nerwów, a tu ze spokojem tłumaczyłam Itachiemu co denerwuje mnie w jego bracie.
-Wiesz. Tak on zawsze taki był. No i nigdy się nie zmieni. Jedyne co możesz to olewać to, co mówi, zobaczysz, że jak nie będziesz odpowiadać na to, co mówi przestanie to robić. – Chciałabym mu wierzyć na słowo, ale nie da się. Sasuke jest osobą septyczną. Tu chyba nie wystarczy olewanie go. Itachi patrzył na mnie ze spokojem i troską, widać że chce mi pomóc. Wie, że nie daje rady z napływem informacji.
-Spróbuje, ale to będzie ciężkie. On doprowadza mnie do szału. I do tego dziś mnie uratował, a moje sumienie mówi, że mam mu za to dziękować. – No i znowu wszystko zaczyna ze mnie wypływać. Powinnam nauczyć się ukrywać emocje.
-Podziękowałaś, na pewno już to zrobiłaś. – Patrzył na mnie smutno.
-Tak. Podziękowałam. – Potwierdziłam jego słowa, jakby to było potrzebne.
-A do tego wszystkiego zaopiekowałaś się nim. Nie wierze, że długo siedziałaś przy tym telewizorze. Za pewne większość czasu siedziałaś przy Sasuke i sprawdzałaś czy wszystko jest okej. A gdy się obudził i dostał swoich fochów to dopiero poszłaś. – Uśmiechnął się dodając mi tym wsparcia. -Więc spokojnie twoje sumienie może odpocząć. Ale pamiętaj, że jeśli będziecie na siebie skazani, to po prostu olej te rzeczy, które w danym momencie nie są wam potrzebne. Czyli jego przezwiska.
-Jasne. – Oznajmiłam mu.
Chłopak znowu ruszył i już się do mnie nie odzywał.

Zatrzymał się przy jakimś małym domku. Za duża rodzina to tu nie mogła mieszkać. Dom miał dwa piętra, ale był tak malutki, że nawet nie wiem czy posiadłam cztery pokoje. Jedyne co widziałam to jego wielkość, nie był on oświetlony. Wysiadł z samochodu, a ja zrobiłam to zaraz za nim. Podeszliśmy razem do drewnianych drzwi, które wydawały się nowe. Wisiał na nich jakiś wianek. W sumie nawet nie wiem jak to nazwać. Itachi zapukał. Czekaliśmy chwilę, aż otworzyła nam kobieta. Mogła mieć z czterdzieści lat. Miała brązowe włosy i smukłą sylwetkę. Na włosach miała wałki, a na sobie długi czerwony szlafrok.
-Witaj Itachi. – Powiedziała zaspana i lekko podenerwowana. – Witaj… - zatrzymała wzrok na mnie.
-Sakura, siostra Deidary. – Wytłumaczył Itachi.
-Witaj. – Odpowiedziała udając zachwyconą. – Wejdźcie już. – Wpuściła nas do środka. – Jeszcze ma zamiar ktoś przyjechać? – Zapytała już spokojnie. – Mam zamiar położyć się już spać, a nie co chwila być budzona, bo cholerny Hidan nie słyszy z tej piwnicy, że ktoś puka! – Wrzasnęła.
-Nie proszę pani. Może pani już iść w spokoju spać. – Powiedział bardzo spokojnie Itachi.
-Nareszcie. – Kobieta trzasnęła drzwiami i owijając się szlafrokiem weszła po schodach.
-No i poznałaś mamę Hidana. – Zaśmiał się chłopak podchodząc do drzwi. – Nie zawsze jest tak zdenerwowana. Zazwyczaj jest miła. Nawet czasem przynosi nam jedzenie. – Zaśmiał się i otworzył wrota do piekieł, tak właśnie kojarzyło mi się to wejście. Przepuścił mnie pierwszą w drzwiach oraz zapalił światło. Zaczęłam schodzić pod betonowych schodach. Po dwóch metrach pojawił się zakręt i właśnie za nim znajdowało się to piekło. Chłopcy oraz Konan znajdowali się w pokoju i każdy stał w swoim koncie. Wszyscy ze sobą rozmawiali. Pein i jego dziewczyna siedzieli przy laptopie, znaczy dziewczyna siedziała na biurku. Hidan razem z Kisame pisali jakieś papiery. Sasori właśnie rzucał coś Deidarze, który siedział prawie na środku pokoju na krześle. Ale oczywiście jak to on zamiast opierać się o nie plecami, siedział rozkraczony tak, że obierał się rękoma o oparcie. Zetsu i Kakuzu natomiast czytali jakieś książki siedząc na sofie w kącie.  Pokój nie był za duży. Mieściły się w nim dwa biurka, które były po lewej stronie. Dość duży stół z krzesłami naprzeciwko. W kącie znajdowała się sofa i dwa fotele. A przy wejściu były dwa regały zapchane segregatorami i papierami. Itachi oparł rękę na moich plecach i lekko mnie pchnął, tak delikatnie, że ledwo poczułam. Pierwszy zobaczył mnie Sasori, który właśnie szukał następnej rzeczy, którą mógłby rzucić Deidarze.
-O! Sakura! – Uśmiechnął się od razu. I właśnie wtedy wszyscy się mną zainteresowali. Każdy przestał wykonywać swoją czynność. Patrzyli na mnie, jakby nie wiedzieli co powiedzieć.
-No dobra, trzeba o wszystkim porozmawiać. – Wstał Pein i podszedł do stołu. Usiadł na jednym z krzeseł, zaraz za nim zrobiła to reszta. Nie każdy jednak usiadł, ponieważ nie znalazło się dla nich miejsce. Krzeseł było sześć, a ich było dziewięciu. Zostawili jedno krzesło dla mnie i nie wiem czy mam się cieszyć, czy nie stał przy nim Deidara. Itachi wyminął mnie, jakby nie miał już siły namawiać mnie do wejścia i ustał po drugiej stronie miejsca przeznaczonego dla mnie. Powoli weszłam do pomieszczenia i usiadłam na tym nieszczęsnym krześle. – Więc… - zaczął rudowłosy. – Może zacznijmy od tego co chcesz wiedzieć? – Powiedział po chwili zastanowienia. Widziałam, że każdy z nich nie wie jak zacząć tą rozmowę.
-A może Deidara po prostu jej wszystko wytłumaczy. – Wtrącił się Sasori, który siedział naprzeciwko mnie i pięknie uśmiechał się do blondyna.
-Dzięki stary. – Odezwał się za mną mój brat. – Bo… - zająknął się.
-Ale wy jesteście dzieci… - odezwałam się. – Mafia czy gang? – Zapytałam.
-Gang, bo działamy na wybranym terenie. Ale w Konosze mamy dość ciekawe gangi, który nie dają się poznać. Każdy działa na swoim terenie. I w sumie czasem robimy zadania przeznaczone dla mafii, więc nie można nas określić. A co do innych gangów to mammy z nimi ostatnio małe spięcia.
-I przez dzisiaj będzie ich jeszcze więcej. – Wtrącił się Zetsu.
-Ale nie ma się co martwić, jak na razie jesteśmy najlepszym gangiem w mieście. – Znowu powiedział z dumą Pein.
-Nawet nasz wynajmują wielkie firmy. – Pochwalił się Hidan. Każdy z nich miał coś do powiedzenia, ale dopiero po tym jak zaczęła się rozkręcać rozmowa. Przedtem to żaden nie chciał się pochwalić. Jakoś od kiedy usiadłam miałam w sobie więcej siły i odwagi. Umiałam jakoś powstrzymać moje fochy i uczucia. Wszystko miałam w środku, ale aż tak nie chciało wyjść na zewnątrz. Emocje są w środku. I tyle mi wystarczy.
-Ta.. Ale na nie trzeba uważać. Żeby nie było żadnych podejrzeń. – Dokończył ich przywódca, tak mi się bynajmniej wydawało, że właśnie Pein nim jest.
-Od kiedy to robicie? – Zapytałam znowu.
-Od dwóch lub trzech lat. – Odpowiedział mi Sasori. – A nie powiedzieliśmy ci, bo nie można rozpowiadać takich rzeczy. Wiesz to jest tajne. – Czerwono włosy oparł się o krzesło, był najbardziej wyluzowany ze wszystkich.
-Okej, a Sasuke czemu o tym wie? – Dalej ciągnęłam rozmowę.
-Bo to brat… - Pein nie dokończył, bo wiedział, że zaraz pogrąży samego siebie. I tu ich miałam. Nie powiedzieli mi, bo nie wiedzieli ja lub nie chcieli tu drugiej dziewczyny.
-Aha… - oznajmiłam.
-Ale ty jesteś dziewczyną. Młodą. Drobną. – Zaczął wymieniać zestresowany Deidara. Nawet nie dał mi dokończyć mojej wypowiedzi. Zestresował się i nie wytrzymał. – Martwiłem się i tyle. – Wypowiedział na wydechu. Deidara… Najbardziej troskliwy brat, jakiego znałam.
-Ale nie teraz o tym, już się dowiedziałaś, więc z nami po współpracujesz. – Szybko powiedział Pein, który zapewne od samego początku chciał to powiedzieć.
-Nie. – Odpowiedziałam poważnie, aż sama się zdziwiłam.
-Jak to nie?! – Wstał ze swojego miejsca. – Nie ma takiej odpowiedzi, jak nie! – Wydarł się. Pierwszy raz widziałam go w takim wydaniu. Zawsze wydawał się taki miły i spokojny, a tutaj jedno słowo wyprowadziło go z równowagi. 
------------------------------------------------------------
Wow!! Udało mi się napisać rozdział po około miesiącu! Jestem z siebie dumna! 
No i jestem pod ogromnym wrażeniem, ponieważ dwój moich obserwatorów tak się cieszy z mojego opowiadania i tak się w nie wciągnęło, że nie mogłam dać rady z mojej wielkiej radości!
A tak ode mnie, to mamy już wakacje!! W końcu! Mam nadzieje, że macie ocenki takie jakie chcieliście. I mam nadzieje, że gdzieś jedziecie w tym roku! Ja jestem na etapie dom i dom mojego taty. hhahah :)
Piszcie w komentarzach jak wam się podoba rozdział, czy są jakieś błędy i czy w ogóle jesteście zainteresowani tym opowiadanie, czy po prostu raz na jakiś czas tu wpadacie. :)
Pozdrawiam 
Viki






9 komentarzy:

  1. Rozdział generalnie w porządku, znalazło się trochę błędów, ale akurat przymknęłam na nie oko. Jestem tutaj stałą czytelniczką, więc masz pewność, że nie wpadam tu tylko mimochodem. Śledzę losy twojej Sakury regularnie.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że jesteś :D Miło, że ktoś czyta to regularnie. :)
      Pozdrawiam Viki

      Usuń
  2. Wyjdę z siebie i stanę obok...
    Napisałem kom. i nie wiem cały bloger eksplodował...
    Pisałem tam że mi się podoba bla bla bla, że wszystko super.
    Może nie masz jakiegoś nadzwyczajnego stylu pisania, ale nie oto tu chodzi. Konoha nie ma być pisana miarą szekspirowskich sztuk, czy powieści Tolkiena. Tu chodzi o historię. Jest tak wciągając tak cudowna i interesująca.
    Rozdział jest jak dla mnie długi (bo nie lubię ogółem czytać :D), ale nie było chwili żeby mnie znudził czy uśpił. Czytałem z oczami poza orbitami :D W każdej chwili się coś dzieje czy to akcja ze strzelaniną, czy relację pomiędzy bohaterami lub narada w ryjówce. Umiejętnie władasz akcją, bo nie jest jej za dużo ( to znaczy nie jest przegięte że wiesz jest strzelanina nagle zaczyna iść trąba powietrzna z nieba zstępują anioły itp.) Dajesz nam chwilę odsapnąć, ale i wtedy nie dajesz nam usnąć. A to wielka umiejętność!
    Na koniec dodam... że jeśli coś mi się podoba... czy to film czy książka (ale to podoba podoba) to zawsze marzy mi się by to działo się na prawdę. Chcę być jednym z lub innym bohaterem i przeżywać to samo co inni. Jak dotąd miałem tak z kilkoma filmami (głównie z Jak Wytresować Smoka [tam to już do potęgi]) i śmiało mogę stwierdzić... że chciałbym uczęszczać do Szkoły Konohy (mimo mojej niechęci do anime :D).
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahaha Dzięki!!! A mi się najbardziej podobało nagranie Twojej reakcji, na to jak wysłałam Ci, że rozdział już jest. hahah :D
      Dziękuję, że jesteś ze mną, nie tylko dlatego, że jesteśmy rodziną.
      Strasznie mi miło, że chciałbyś być w tej opowieści! I powiem Ci, że jesteś, bo jest się zawsze gdy to się czyta. Po prostu to widzisz i słyszysz w swojej głowie. Ja tak zawsze sobie to tłumaczę. :)
      I niech Ci oczy z orbit wrócą, bo nie będziemy mogli już na fb pisać. :D
      Pozdrawiam Viki

      Usuń
    2. Ciii nie mów, że się znamy będzie, że nawet obcy czytają :D
      Hahaha no racja zgadzam się z Tobą, że czytając to jestem częścią tej opowieści, bo się w nią wczuwam , słyszę i widzę... to magiczne :3

      Usuń
  3. Czy to nowy odcinek twojego ulubionego anime....,czy to gwiazdkowy prezent w maju... , nie! To nowy spis nazwany: W Przestworzach M&A, w którym chcemy zebrać w jedno miejsce wszystkie blogi o tematyce podanej w nazwie. Pomóż nam Vikichann i zgłoś swojego bloga! To nic nie kosztuje, a nawet więcej! Nic nie płacisz. Zapraszamy na:
    http://przestworzach-m-a.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wrrr przez 3 dni czytam ten rozdział....masakra co chwile ktoś mi przeszkadza i nie mogę w spokoju przeczytać te dzieło, ale udało mi się dziś przeczytać ( :) jestem zadowolona) uffff znaczy dokończyć to co zaczełam i nie dane mi było skończyć szybciej....XD (masło maślane^^) A tak na marginesie to Konan ma niebieskie włosy a nie fioletowe, no ale jeśli w twoim opku ma fioletowe to nie mam nic przeciwko to twój blog i robisz z nim co chcesz nawet z bohaterami. :D
    Sabcia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to zawsze był bardziej fiolet niż niebieski, więc ja się tego trzymam. Ja nie zawsze umiem rozpoznać kolor. haha :D
      Jak oni mogli Ci nie pozwolić przeczytać rozdziału?? No wiesz co...
      Ale ważne że przeczytałaś i skomentowałaś. Dziękuję za Twój komentarz :)
      Pozdrawiam Viki :)

      Usuń
  5. Taaaa przez 3 dni.....nie wiem jak żyje XD

    OdpowiedzUsuń